Strona główna » Pociąg numer 22

Pociąg numer 22

Rosja Rosja Rosja Rosja RosjaRosja

Sankt Petersburg – Murmańsk

Ktoś się krząta, przechodzi, szeleści, otwiera i zamyka drzwi w przedziałach klasy kupe (cztery łóżka w zamkniętym przedziale). Gdzieś właśnie z tych małych szczelin dochodzą jakieś rozmowy tłumione przez stukot kół i szum jazdy. Ja siedzę na fotelu w korytarzu i staram się sklecić parę zdań. Wagon żyje. Typowo jak na taki środek transportu.

Po 15-stu godzinach jazdy z Mińska jesteśmy w Sankt Petersburgu. Tam z ciężkimi plecakami, szukamy miejsca gdzie można byłoby je oddać, dać plecom odpocząć, wybrać ruble z bankomatu i poszukać kas. Młoda Pani informuje nas, że bilety są i możemy kontynuować naszą podróż. Trzeba jednak wyłożyć blisko 450 zł za miejsce w przedziale czteroosobowym i to jeszcze na górnej półce. Wolę na dole, ale wyboru nie ma. Mogę jedynie zadecydować czy głowę będę miał przy oknie czy drzwiach. W cenie wliczona kolacja, obiad i woda. Czaj w pakiecie z naklejką Moskwa – Berlin – Paryż. Z tego się cieszę bo milej się pisze popijając ciepłym wywarem z wrzątku Made In Russia. Dla każdego pasażera pościel i pakiet podróżnego: klapki i zestaw do mycia z ręcznikiem w zestawie. Takim pociągiem nie jechałem. Obsługa pierwsza klasa widziana z górnej pryczy.

W przedziale już dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Na początku cisza, uśmiechy. Staramy się rozpakować nasze rzeczy. Jedną z nich jest mały plecak, który mamy dostarczyć z Mińska do Murmańska dla Anastazji  która wyszła za mąż i przeprowadziła się w tamte rejony. Razem z Olafem siedzimy na korytarzu i staramy się odpocząć po podróży z jednego na drugi dworzec. Niby nic, ale plecaki mamy ciężkie. Staram się zawsze brać jak najmniej i to najmniej waży zawsze najwięcej.

– Po ile kurs na dworzec ladoskij wakzał?

– 1000 Rubli – odpowiedział znudzony taksówkarz

W cenie około 60 rubli za dwie osoby dostajemy się metrem na nasz dworzec. Oczywiście jak to bywa w zamkniętych rosyjskich pomieszczeniach musi być gorąco. Wagon, metro, samochód. Pociąg stał już na stacji, a my jeszcze szybko zjedliśmy jakieś plecaki ziemniaczane. Sam peron był wypełniony ludźmi, bagażami i tym dym bujającym wprost z wagonów. Dlaczego? Każdy wagon opalany jest węglem. Jeśli Pani prowadniczce zimno to nie omieszka dorzucić węgla. Ludzie gramolą się do środka i każdy zajmuje swoje miejsce. Po podróży koleją transsyberyjską wolę wybrać lepszą klasę. Z owocami nie jadę.

Jedziemy. Nasi współtowarzysze z dolnej półki zapraszają na swoje sypialne prycze. Pytają skąd jesteśmy i jakoś zaczyna się to toczyć. Rosjanie jak już zapoznają się z kimś obcym to już są przyjaciółmi. To miłe i co wielokrotnie podkreślamy, na politykę w naszym piątym przedziale, wagonu numer trzynaście, polityka nie ma tu swojego miejsca. Została gdzieś na stacji o nieznanej nazwie.

Ivan. Lat 51. Urodzony w samolocie. Mieszka w Zaporożu na Ukrainie. Jego uśmiech wypełnia złoto, które chyba lubi. Patrzy na moją koszulkę (całą moją podróż z Warszawy do Murmańska obiecałem sobie pokonać w jednej koszulce i to nie byle jakiej – tielniaszce, takiej jak rosyjscy marynarze, ciepła i ładna) i mówi:

– Ile pasków marynarzu ma Twoja koszulka?

– Nie wiem – odpowiadam z takim gestem, że nie liczyłem

– Dwa! – powiedział – Biały i niebieski! – roześmiał się

Ta rozmowa skłoniła go do pierwszych wynużeń o jego morskich opowieściach i ploteczkach. Tutaj opowiedział, że pływał na łodziach podwodnych gdy był młody.

– Widzieliście taki film K-19? – zapytał

– Ten z Harrisonem Fordem? – odpowiedziałem zadowolony bo ten film bardzo lubię

– Służyłem na nim – odrzekł i mnie zamurowało.

Jak przyznał obecnie i wcześniej pracował przy reaktorach atomowych. Obecnie pracuje na lodołamaczu o ciekawiej nazwie “50 lat Zwycięstwa”. Pracuje 4 miesiące na morzu i 4 miesiące odpoczywa. Często więc podróżuje na tej trasie. Opowiada trochę o pracy z tym co mnie interesuje, z promieniowaniem radioaktywnym i o życiu na łodziach podwodnych. Podziwiam bo ja bym do takiej łodzi nie wszedł.

Olaf wyjmuje z plecaka wódkę i stawia na stoliku. Stoję na korytarzu. W środku idą pierwsze toasty. Wśród nich jeden za marynarzy którzy zginęli na morzu.

Podczas postoju na jakiejś stacji, Ivan zadzwonił do kogoś i powiedział, że został ugoszczony przez polskich przyjaciół. Do stacji Pietrozawodsk w przedziale wrzało od różnych rozmów. Od tych które zawsze się toczą (Czterej Pancerni i Pies – ten serial jest tak samo znany i popularny jak w Polsce) po troszkę spraw politycznych (z dystansem) po wspólne doszukiwanie się podobieństw języka. Powiedziałem sobie, że po tym jak ruszymy ze stacji idę spać. Tak też zrobiłem.

Noc w pociągu to jeden z elementów, klimatów i esencji podróży. Nawet można porównać podróż pociągiem jak czytanie książki. Smakować, przeżywać i podziwiać szczególnie to co jest za oknem. Czasem człowiek cieszy się, że kończy czytać, tak samo kończyć podróż. Tory delikatnie rozświetlone przez przygaszone światło na korytarzu. Zimne okno, szum i śnieg. Dużo śniegu. Gdy tylko pociąg mija małe stacje, wioski, latarnie rozświetlają małe domy i wśród czarnych przestrzeni ukazują białe połacie śniegu zawarte w tych kręgach świetlnych. Na horyzoncie małe punkty. To okna w drewnianych domkach.

Biorę telefon do ręki i patrzę czy mam zasięg. W Petersburgu kupiłem kartę SIM tylko do internetu. Na większości trasy zasięgu nie ma, jeśli jest to taki, że internet nie działa. Tylko przy większych stacjach.

Pociąg zasypia. Nikt już nie krząta się po korytarzu. Światła przygasają, moje ciało kołysze się w rytm wagonu, oczy stają się ciężkie. Jest bardzo ciepło, przytulam się do aparatu i zasypiam. Śpię 10 godzin. Śnię i budzę się, przewalam, obracam. Jest dobrze jak nigdy podczas nocy w podróży.

Wysypiam się. Ranek w pociągu to prawie samo południe. Zmiana czasu na trzy godziny do przodu jest chyba dla mnie lepiej akceptowalna niż do tyłu. Nagle drzwi od przedziałów zaczynają się otwierać i cały ten nocny zaduch wydostaje się na zimny korytarz. Ustawiają się kolejki do dwóch łazienek (z przodu i z tyłu wagonu). Każdy trzyma jakiś mały ręcznik i kosmetyczkę. Mężczyźni poszli tam gdzie łącznik wagonów by zapalić porannego papierosa. Przy toaletach rozchodzi się zapach porannych czynności.

Pociąg numer 22 do Murmańska. O godzinie 13 zatrzymuje się na stacji “Polarnyj Krug”. Na parę minut. Jedni śpią, inni czytają książki, jedzą, rozmawiają. Walczą o jedyny działający na korytarzu kontakt z napisem: 220V. Nagle w wagonie pełno ludzi, roznoszą obiady w cenie biletu. Właśnie przekroczyliśmy koło podbiegunowe. Olaf i Ivan poszli do wagonu restauracyjnego, a ja starałem się z Nadieżdą rozmawiać o Polsce. Ona przyznaje, że chciałaby przyjechać do Polski, zobaczyć nasze morze. Nigdy nie była w Europie. Opowiada o swoim synu. Za chwilę z torebki wyjmuje mały woreczek z czajem. Na nim napis “Miodowy Wodospad”. Okazuje się bardzo miłą i pogodną kobietą.

– Ta herbata którą tu dają to nie jest herbata. Zaparz sobie mojej. W zasadzie jest dla Ciebie.

– Dziękuję! – podziękowałem z uśmiechem i poszedłem wlać wrzątek do mojego blaszanego kubka.

Podróż ciągnie się swoim biegiem. Stacja, ludzie wychodzą, a przedziały stają się bardziej puste. Prowadnica chodzi, sprząta. Stacja. Ludzie stoją przed wagonem i palą papierosy. Drepczą w śniegu. Zerkają na zegarki. Rozmawiają przez telefony. Wsiadają. Za oknem robi się ciemno. Zerkam ciągle w okno. Aparat leży tuż przy mnie. Noc która nadchodzi wydaje się straszna. Tak jak to uczucie kiedy rozmyśla się o fakcie bycia samym w środku lasu. Nocą. To właśnie z nią na ten czas muszę się zaprzyjaźnić.

Ivan daje nam swój numer i opowiada, że jutro o godzinie 12 wyrusza swoim lodołamaczem. Chwilę później Nadieżda na zaśnieżonej i mroźnej stacji życzy mi wszystkiego dobrego i znika gdzieś w ciemnościach stacji. Śnieg przyjemnie skrzypi mi pod nogami.

Ludzi ubywa. Prowadnica sprząta w przedziałach.Zaczynam zbierać swoje graty.

20:53 czasu moskiewskiego. Pociąg zatrzymuje się na stacji “Murmańsk”. Wysiadamy. Z ust leci para. Przejechaliśmy 1300 km w prawie 28 godzin.

7 comments

  1. salq says:

    Senq, zaczyna się świetnie, a konfrontuję to sobie z Baderem, Thubronem i Terzanim. Oby tak dalej, gęsto, ciekawie. Mam nadzieję, że kiedyś zabierzesz się za książkę!

    • Takie porównanie dla mnie to mega sprawa, ale ja jestem przy nich jak kurz na ich butach, jak zapach ryby co ulatuje wychodząc ze sklepu :) ale dziekuje dziekuje! O ksiazce mysle ale czy potrafie pisac?

      • salq says:

        Myślę, że potrafisz. Kwestia historii do opowiedzenia, a te zbierasz. Wszystko zawsze się sprowadza do historii, to tak jak ze zdjęciami :) Trzy nazwiska, które podałem to w sumie 3 różne podejścia do życia, pisania, obserwowania, ale im się po prostu chciało. Tobie też się chce. Jakieś tam cele trzeba mieć. Czemu nie być kolejnym nazwiskiem silnie kojarzącym się ze Wschodem?

  2. aga says:

    Za każdym razem gdy wchodzę na Twojego bloga, sprawdzam jak długi jest wpis. Jak tylko zdjęcie/a i podpis to nie ma zabawy. Ale jak widzę, że notatka to jakaś historia to od niej zaczynam. Wyobrażam sobie zdjęcia Twoimi słowami, a dopiero potem oglądam Twoje zdjęcia. I zawsze i jedno i drugie mnie zachwyca. Pozdrawiam.

  3. Olaf says:

    Robert…wróciłem z pracy i nie mogłem spać. Zacząłem grzebać po necie i znowu tu zawitałem. Jakoś ciepło się zrobiło na duszy…jak w przedziale…Kocham zdjęcia, ale słowo pisane ma czasami swoją magię….:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *