Strona główna » Брэст

Tag: Брэст

Nastumpna stancja: Akademia Nawuk! (część 1)

Kiedy pierwszy raz przekraczałem granicę polsko-białoruską, przez moje ciało przechodziła fala magicznej energii. Był wrzesień 2004 roku. Miałem wtedy 21 lat. Rok wcześniej pierwszy raz przekroczyłem granicę, taką która wydawała mi się czymś nieprzekraczalnym i niedostępnym. Było lato 2003 roku, a ja pojechałem na Krym. By zarobić na ten wyjazd sprzedałem gitarę i pracowałem blisko trzy tygodnie jako roznosiciel ulotek. Najgorsza praca w życiu, a zarobek był w granicach 250zł…za cały okres pracy.

Dziś kiedy przekraczałem granicę polsko-białoruską czułem pewien sentyment. Od tamtego czasu minęło 12 lat, a ja przez ten cały czas raz do roku odwidziałem ten kraj, nawet na kilka godzin, kiedy to podróżowałem do Rosji. Za każdym razem gołym okiem widziałem przemiany, te fizyczne, tych innych nigdy nie czułem. Kiedyś nawet wierzyłem ślepo w hasła o Wolnej Białorusi, te piękne flagi biało-czerwono-białe powiewające podczas pięknych koncertów. Dziś wierzę jedynie w to, że Białoruś jest sztucznym krajem, który buduje swoją historię i symbole na jedynie kilku rzeczach. Czy do mnie to przemawia? Nie wiem. Uważam to za coś normalnego.

Ten wyjazd w moim mniemaniu był na pełnym luzie, nie chciało mi się z grubsza nawet fotografować, a obserwować. Rozkoszować się zapachem metra, smakiem kwasu chlebowego i wszech obecnym klimatem, który zawsze ładuje moje baterie na dosyć długi czas, a przecież dwa miesiące temu byłem w Gruzji. Ten wyjazd na Białoruś to także chyba jakieś tymczasowe zamknięcie pewnego rozdziału związanego z tym krajem. Czas na coś nowego, coś dalszego.

Podczas wyjazdu powstał także materiał wideo, który w zasadzie jest super wakacyjny, bez żadnego ciśnienia, takie coś na co miałem od dawna ochotę.

Warszawa – Brześć – Witebsk
Wsiadamy do porannego pociągu Warszawa – Terespol. Cały przedział nasz. Musimy tak dostać się do Terespola by wsiąść o 11:25 do pociągu na Brześć. Pociąg już nie taki jak kiedyś. Brak drewnianych siedzeń, ale o dziwo nie są to dwa wagony, a blisko osiem. Dwa wagony dla zwykłych ludzi, reszta dla…deportowanych obywateli. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Pociąg rusza z blisko godzinnym opóźnieniem. W środku żar roztapia obicia łóżek. Dopiero w kolejce stojąc wśród nich dowiedziałem się kim są, gdzie jadą, chociaż ich życie nadal było dla mnie nadal wielką zagadką. Po powrocie dowiedziałem się, że w Brześciu czeka blisko 1000 osób na wjazd do Polski (UE), ale ta blokuje ich wjazd. I tak jak piłeczki ping-pongowe odbijają się od granicy. To przejście graniczne zawsze mnie jakoś przerażało. Pani z paszportowego okienka poprosiła mnie o dowód osobisty, bo w dokumentach nie miałem takiej dużej brody, a w zasadzie kolejka składała się z samych czeczeńskich brodaczy. Pani z lodowatą od uczuć twarzą wbiła pieczątkę i oddała paszport.

Korzystając z kilku godzin wolnego do pociągu relacji Brześć – Witebsk, razem z Dawidem udaliśmy się na długi spacer po mieście. Chociaż byłem tu kilka razy, to nigdy nie udało mi się zobaczyć tego co najważniejsze…Twierdzy Brzeskiej, a w zasadzie jego jedynego elementu. Wysokiego obelisku przedstawiającego bagnet. Całość otworzono w 1971 roku.

Zawsze gdy byłem u mojej Babci (która odeszła w maju tego roku) to podziwiałem ten obelisk, który górował nad całym horyzontem. To chyba on przyczynił się do tego by przekroczyć Bug, ale dopiero 12 lat od pierwszej wizyty udało mi się go zobaczyć z bliska i dotknąć. Pomijam jego symbolikę, miejsce w jakim się znajduje, to po prostu symbol mojego dzieciństwa. Srebrna sztyca, która o zachodzie słońca, odbijała od siebie promienie słoneczne. Sama Twierdza nie zrobiła na mnie jakiegoś większego wrażenia.

O 20:30 pociąg ruszył do Witebska. Pociąg typu kupe, cztery łóżka w zamykanym przedziale. Na dole dwie młode Białorusinki, które rano miały swoją kurczakową ucztę i od rana gaworzyły nie bacząc, że śpimy na dwóch górnych pryczach. W sumie byłem szczęśliwy, że mam przed sobą blisko 15 godzin jazdy i blisko 800km. Nie pamiętam o czym śniłem, pociąg miał wiele przystanków i po całej podróży czułem się jak pranie po szybkim odwirowaniu, chociaż uwielbiam podróżować tymi wschodnimi pociągami. Szczególnie miło wspominam ten poranny czaj w cienkiej szklance i metalowym koszyczku zwanym podstakańczykiem.

Rano czekał na nas Witebsk skąpany latem. Prawdziwym latem.

Belarus_Danieluk_2016_001
Belarus_Danieluk_2016_002
Belarus_Danieluk_2016_003
Belarus_Danieluk_2016_004
Belarus_Danieluk_2016_005
Belarus_Danieluk_2016_006
Belarus_Danieluk_2016_007
Belarus_Danieluk_2016_008