Strona główna » Canon » Strona 2

Tag: Canon

Islandia. Półwysep Snaefellsnes.

Islandia zaskoczyła mnie wieloma rzeczami, ale chyba najbardziej tym, że wszędzie jest…daleko. Jakoś miałem takie wyobrażenie, że Islandia jest jak Fuerta, gdzie od brzegu do brzegu jest jakieś 5 minutes. To brednia. Na drogach Islandii nie da się szybko jeździć. Nie chodzi tu o ich jakość, ale o ograniczenia, brak dróg szybkiego ruchu. Wysokość mandatów działa jak ogranicznik prędkości. Po przekroczeniu 10-20 kilometrów, wysokość mandatu to około 200$ (200 x 3.9 = 780 zł). Zatem nie warto się spieszyć, ale warto uzbroić się w cierpliwość. Kultura jazdy jest wysoka, no chyba że natrafimy na turystów, którzy mają problemy z obsługą auta i na takich trzeba uważać.

My wybraliśmy Dacię Duster 4×4 bo to idealny wybór. Nie jest szalenie droga, a po drugie napęd na wszystkie koła i jej wysokość to takie auto które bez problemu będzie prowadzić nas po drogach Islandii, które często są bez asfaltu.

W nasz pierwszy dzień po przylocie ruszyliśmy na aklimatyzacyjny wyjazd by zobaczyć Półwysep Snaefellsnes. To był fajny początek bo można było zobaczyć Islandię w pigułce, chociaż to za dużo powiedziane. Blisko 220 kilometrów w jedną stroną. Mosty, woda, bezkres, góry, ocean, krajobraz księżycowy, wodospady.

Reykjavik. Insomnia


Islandio nie dajesz mi spać. Tu w Warszawie. Jest godzina 4 w nocy, a może już nad ranem.

Decyzja o podróży na Islandię zapadła w połowie sierpnia. Razem z Mateuszem czekaliśmy na jedną decyzję i z początkiem października byliśmy już na miejscu. Efekty naszej pracy będą za jakiś czas, ale już się cieszę jak dobrze to wszystko wyszło. O tym jeszcze napiszę, ale chcę skupić się na tym co działo się przez te kilka wietrznych dni. Blog odżył pełną gębą!

Trochę się stresowałem. Po pierwsze samym lotem bo dwie noce wcześniej samoloty nie lądowały po zachodniej stronie wyspy i bałem się, że i nas to dotknie. Wszystko przez silny wiatr. Na szczęście wszystko udało się tak jak powinno, a chłopak który wydawał nam samochód, twierdził że ta chmura za biurem to zorza. Ja nadal będę się upierał, że to rozświetlone niebo największego miasta na Islandii – Reykjaviku. Drugim powodem do stresu była środa bo to właśnie był główny powód naszej obecności czyli sesja fotograficzna + film. Jeśli człowiek szykuje się na dany dzień od blisko dwóch miesięcy, a może i w głowie od jeszcze dłuższego czasu to zawsze jest jakiś nerw czy dam(y) radę. Zawsze tak mam przy każdej sprawie. Człowiek gdzieś pokłada wielką nadzieję w jutrze, chociaż w siebie tak mało wierzy. I może w życiu potrzebna jest taka Islandia na chwilę by zaczął zmieniać podejście do siebie i do tego co robi. Ostatni powód to była pogoda, ale ona chyba nam po prostu sprzyjała. Było lepiej niż oczekiwałem.

Islandio nie dajesz mi spać i zadajesz w mojej głowie kolejne pytania, zasiewasz dobry ferment. Zarówno ten fizyczny jak i duchowy. Wierzycie, że w życiu człowieka pojawiają się ludzie, miejsca i wydarzenia, które są właśnie po to by coś zmienić w swoim życiu? Do tego dziś w Polsce wybory. To kolejna rzecz, która dokłada do tego myślenia kolejne wątki. Po prostu kiedy będę umierał nie chcę mieć do siebie żalu, że nie spróbowałem żyć w innym miejscu, a tego chciałem od zawsze i o tym myślę. Ostatnio właśnie bardzo często. Islandia tuż obok USA dołączyła do mojej listy miejsc z dobrą energią. Czy wiecie, że na Islandii żyje blisko 20 tysięcy Polaków? Mało? Biorąc pod uwagę, że na całej wyspie żyje 360 tysięcy osób to nie! To trzeci język Islandii, bo ten pierwszy jest dla mnie jak magia. Nic z niej nie rozumiem.

Po przylocie i zameldowaniu się w naszej noclegowni, poszliśmy spać. Ja, Ola, Mateusz i Łukasz. Po kilku godzinach snu, otworzyłem oczy i przez kawałek zasłony obaczyłem świt. To było coś więcej jak kawa, jak dwanaście herbat. To był początek, taki prawdziwy, zaczątek pięknego wyjazdu.

Zachciało nam się do Wałbrzycha!

Nastał lipiec. Początek wakacji dla wielu ludzi. Wiedząc wcześniej, że będę miał kilka dni wolnego więcej, postanowiliśmy poszukać jakiegoś wyjazdu…zorganizowanego. Ot jedziesz na lotnisko, wsiadasz, lecisz, jesz, pływasz, śpisz, jesz, jakiś spacer. Może Grecja, może jakaś wyspa. Jednak im bliżej wyjazdu tym wszystkie te oferty wydawały się jakieś blade. Trochę to wygląda jak zakup kota w worku, bo od lat podróżuję sam na własną rękę i jedyną pretensję, że coś jest nie tak mogę mieć tylko do siebie. Chociaż nie wiem co mogłoby to być bo lista miejsc w które planuję się wybrać jest już dawno ustalona, a tylko manipulujemy jej kolejnością i czasem składem. Po kilku krótkich wymianach zdań zdecydowaliśmy się na pozostanie w kraju.

Jeśli kraj to dwie, no może trzy opcje. Dolny Śląsk, Hel (dziki tłum – odpada) albo gdzieś w kierunku Litwy (jak się okazało, ten kierunek wybraliśmy miesiąc później bo trochę moje plany zawodowe się zmieniły). Mamy takie swoje miejsce w Kowarach do którego chętnie wracamy i o tym pisałem już kilka razy. Przy okazji pobytu w Karkonoszach zachciało nam się pojechać do Wałbrzycha…i pojechaliśmy tam.

Cudowne miasto, chociaż takie może wydawać się będąc tam na kilka chwil, ale patrząc na te kilka fotografii, tęskni mi się za Karkonoszami. W planach miałem wyjazd tej jesieni w doborowym składzie, ale plany się zmieniły.