Strona główna » Pratulin

Tag: Pratulin

Pole pełne maków

ROB_3857 ROB_3862 ROB_3864 ROB_3879 ROB_3883 ROB_3889 ROB_3891 ROB_3893 ROB_3897 ROB_3904
Cztery ostatnie dni spędziłem w czterech różnych łóżkach. Samochód, droga, aparat, spokój, słońce, praca, droga, domy. Pojechałem do miejsc które znam i szalenie lubię, mam ogromny sentyment do nadbużańskich miejsc, spokoju, horyzontu z białoruską granicą. Szklankę z ciepłym czajem, świeżym chlebem i zapachem wsi. Kilka dni oderwany od pewnej rzeczywistości, to zawsze pozwala zachować świeży umysł. Dystansowanie się od tego co się robi, pozwala ładować baterie.

Bociany

4720 4721 4722W dłoni mam siatkę, szukam śmietnika. Wychodzę poza teren cmentarza. Za plecami, kilometr może mniej Bug, za rzeką Białoruś. Wyrzucam wypalone i zniszczone znicze. Zanosi się na deszcz. Z daleka po mojej lewej stronie widzę pomnik, taki tradycyjny, z czerwoną gwiazdą. Gdzieś na samym rogu cmentarza, odgrodzony, a jego jedna strona zarośnięta. Pod pomnikiem leży winiec i znicze. Niby świeże, ale coś jest nie tak. Treść w dwóch językach. Rosyjski i Polski. Data lipiec 44 rok. Tu spoczywa 154 żołnierzy. Wierzę, że po każdej stronie są takie same chłopaki, młodzi, na których gdzieś ktoś czekał. Jakaś dziewczyna, Matka, brat. Resztą nie zaprzątam sobie głowy.

Nad drogą tuż przy samej granicy leci bocian. Majestatycznie, długie skrzydła, przelatuje z jednego pola na drugie. Nim wylądował, ja byłem już daleko za nim. Chmury, które gdzieś daleko zbijają się i rozbijają w bajkowe kształty, rodzą w mojej wyobraźni górskie pejzaże. Na tej samej drodze też setki żab. Jak tylko mogę staram się je omijać.

Widzę kolory. Pełne letniej burzy i słońca. Siedzę pod drewnianym dachem, samochód stoi pod wielkim drzewem, które składa się z czterech. Po środku nich mała kapliczka. Chwilę później pod tym samym drzewem dwóch mężczyzn w mundurach Straży Granicznej, rozmawia chowając się przed deszczem. Patrzę przed siebie. Daleko deszcz zakrywa na horyzoncie linię drzew. Nie widać rzeki, ale o granicy mówią słupy graniczne. Bywam tu rzadko.

Stoję w parku. Nie ważna pora dnia. To małe miasteczko jest senne. Nigdzie nie widać nikogo. Tylko rano dzwony w kościele prosiły o jakiś odzew. Czy ktoś tu jeszcze żyje, myśli i kocha. Wiem, że dzwoniły, ale ich nie słyszałem. Moje uszy zatkane jakimś sztucznym tworzywem, odcięły mnie od świata. Odebrać jeden zmysł, utracić jakaś równowagę. Trwa to chwilę, wtedy inne zmysły jak by wyostrzone, ale już nie potrzebne. Słyszę szum krwi i serca bicia. Tak bardzo przeraża mnie ten dźwięk.

Nad miasteczkiem zaszło już słońce, ale nim jeszcze odeszło ja stałem na skrzyżowaniu dwóch dróg. Wszak ta chwila trwała, krótko przez moją głowę przewaliło się tak wiele wspomnień i myśli. Spadające gwiazdy widziane przez moje oczy jak miałem 12 lat, dźwięk który odbijał się od fasady budynku przypomniał mi ten wieczór kiedy czekałem na swoich rodziców. Do tej pory nie pamiętam czy tego wieczora się ich doczekałem. Jedno małe miejsce, setki myśli. Obok mnie nikogo. Żadnego szmeru rozmów, samochodów na białoruskich numerach. Cisza. Cholerna cisza.

I ten wzrok wszystkich napotkanych. Jak bym był kosmitą. A ja, jestem niecierpliwy. Tak.