Wsiadłem i pojechałem pod Ambasadę Korei Północnej (Ambasada Koreańskiej Republikii Ludowo-Demokratycznej), by złożyć wpis do księgi kondolencyjnej z powodu śmierci Kim Dzong Ila. Od kilku lat śledzę to wszystko co dzieje się na Dalekim Wschodzie z Koreą Północną w szczególności. Śmierć Kim Dzong Ila jest wielkim wydarzeniem dla tego rejonu świata, więc jako człowiek chciałem się wpisać do księgi, że współczuję narodowi Koreańskiemu (bo to pokrzywdzona społeczność przez władze) z powodu odejścia ich umiłowanego przywódcy (jak piszą). Myślę, że wielu ludzi (bardzo oddanych władzy) odbierze sobie życie, jak to miało miejsce po śmierci Kim Ir Sena. Przy okazji chciałem zobaczyć Ambasadę. Poczuć się trochę jak w Korei, chciałbym też tam kiedyś pojechać. Tylko żeby nikomu nie przyszło do głowy, że w jakikolwiek sposób wspieram jakąkolwiek dyktaturę.
Chwilę pokrążyłem po okolicy nim znalazłem budynek Ambasady. Małe krople deszczu i ciepła zima. Za płotem nie widać nikogo. Flaga przed wejściem opuszczona do połowy. Jakieś napisy po koreańsku i oczywiście symbol “Zakaz Fotografowania”. Widzę dzwonek, dzwonię. Nagle otwierają się drzwi małego domku przy wejściu. Nagle pojawia się trzech mężczyzn i nawijają po koreańsku. Jeden ma kamerę i gdzieś biegnie.
– Dzień Dobry – powiedziałem
– Dzień Dobry. Czego Pan chce? – zapytał łamaną polszczyzną jeden z Koreańczyków.
– Chciałem się wpisać do księgi.
– Proszę – facet otworzył bramę i zaprowadził mnie do małego murowanego budynku już na terenie ambasady. W środku dwa foteliki, mały stolik, wielka szyba zasłonięta żaluzjami z małym okienkiem. Na ścianie wisiał jakiś krajobraz Korei Północnej, a tuż obok fotografia Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Facet miał w dłoni kartę, a przy małym okienku leżał telefon.
– Kim Pan jest. Po co Pan przyszedł? – zapytał raz jeszcze. Odpowiedziałem, że chciałem się wpisać do księgi, a dziś ostatni dzień wystawienia tej księgi.
– Tak tak. Gdzie Pan pracuje, ma Pan notę z Ambasady? – tak nie powiedział, ale oto mu chodziło.
– Jestem tu prywatnie – podkreśliłem, a facet zaczął kręcić nosem. Na jego twarzy wyrysował się sprzeciw.
– Gdzie Pan pracuje, ma Pan jakąś legitymację?
– Jestem tu prywatnie, widziałem informację na stronie Ambasady, nie mam legitymacji, jestem studentem – potem literowałem mu nazwę szkoły i co studiuje.
– Przykro mi nie może Pan się wpisać – dodał po spisaniu informacji na kartkę.
– Dlaczego? – zapytałem, wiedząc już, że więcej nie ugram.
– Nie może Pan się wpisać – dodał i nagle obok mnie pojawił się inny Koreańczyk z wpiętym Kim Ir Senem w klapę swojej skórzanej kurtki. Ten od razu lepszą polszczyzną szybko sprowadził mnie na ziemię.
– Nie ma Pan legitymacji nie wejdzie Pan. Osoby prywatne nie mogą się wpisać. Za kłamstwo u nas w kraju karają. Nas chcą oszukać, a potem źle o nas piszą. Nie podoba mi się to. – jego stanowczość zaczęła mnie przerażać. Jego kwadratowe rysy i małe okularki, wzrok wpatrzony w moje oczy.
– Dziwne… – odpowiedziałem.
– Dlaczego dziwne? Chcą na nas zarabiać i żarty sobie robią. Nie podoba mi się to – odpowiedział i na tym skończyła się rozmowa z jego strony.
Powiedziałem, że rozumiem. Aczkolwiek nie rozumiem. Spasowałem i opuściłem budynek Ambasady. Postałem jeszcze chwilę, zrobiłem kilka fotografii i wróciłem do domu. Przygnębiło mnie to.
Współczuję Koreańczykom tego w jakim świecie przyszło im żyć.