Чэмпіянат свету па хакеі з шайбай 2014 | Чемпионат мира по хоккею с шайбой 2014 | 2014 IIHF World Championship | Mistrzostwa Świata w Hokeju na Lodzie Elity 2014 | Jääkiekon maailmanmestaruuskilpailut 2014
Miesiąc: maj 2014
Na chwilę
Ostatnio w głowie jedna mi piosenka. Na chwilę. Może i banalna, ale jednak jak czasem bywa, utwory muzyczne oddają jakiegoś ducha chwili.
Zamknij na chwilę oczy
Nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew.
Dziś to, co mamy na pewno to siebie nic więcej,
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz.
Maj trwa.
Welcome to Belarus!
Wołat. Maskotka Mistrzostw Świata w Hokeju na Lodzie 2014 w Mińsku. Wołat po białorusku znaczy bohater.
Wyjazd z Warszawy do Pragi, Berlina jest prosty, zwykły. Nawet można spokojnie dopisać do tej listy inne miasta: Kopenhaga, Wiedeń czy Rzym. Z Mińskiem jest inaczej i chociaż z Warszawy jest 600km, może mniej to jednak podróż przez Bug wiąże się z czymś więcej jak tylko przekroczeniem granicy. Osobiście to dla mnie podróż duchowa, a z latami nabiera ona jeszcze innych wielopoziomowych aspektów, które tutaj pominę.
Mija prawie 10 lat od kiedy podróżuję do Mińska. To najczęściej odwiedzane miasto poza Polską w moim życiu i nawet nie zliczę ile razy wysiadałem na dworcu Mińsk Pasażerski, zresztą nie o liczby tu chodzi. W tych podróżach widzę wiele zmian, jak stolica Białorusi przechodzi swoje małe i duże zmiany. W tym roku, po tej dekadzie odwiedzin zaplanowane były Mistrzostwa Świata w hokeju i wydawało się rzeczą bardzo oczywistą, że tam będę. Białoruś nie jest krajem turystycznym dla ludzi mieszkających na zachód od Mińska. Przyczyna jest prosta. Wiza. Najgorsze ścierwo nie ważne gdzie się podróżuje. Kiedy pierwszy raz wyrabiałem wizę płaciłem 6$, dziś prawie 40$.
Z okazji MŚ zakupiony bilet na mecz zwalniał z posiadania wizy oraz ubezpieczenia zdrowotnego (bez tego papierka zwyczajnie nie wpuszczają, chociaż i tak można się dogadać). Nawet najtańszy bilet za 30zł uprawniał do przekroczenia granicy. Ja nabyłem bilet na ćwierćfinał. Wraz ze mną wyruszył mój brat i Tata, dlatego wyjazd ten był tak bardzo inny i chyba na taki skład po tylu latach czekałem. Po powrocie zrozumiałem, że coś się chyba skończyło, dopełniło i czas na coś innego.
Będąc w listopadzie w Mińsku miałem okazję zobaczyć jak idą przygotowania do mistrzostw. Nie przywiozłem pozytywnych emocji, wręcz przeciwnie. Przyjechałem z najsmutniejszym wizerunkiem tego miasta. Cieszyłem się, że mogłem pokazać to miasto Dawidowi. Byłem ciekaw jak to dosyć zamknięte na Europę państwo przygotuje imprezę takiej rangi, może mniej popularnej jak Euro 2012, ale dla wschodu wydaje się, że hokej ważniejszy jest od piłki nożnej, a szczególnie dla Prezydenta Białorusi, który od prawie 20 lat jest hokeistą numer jeden. Generalnie łyżwy są cenniejsze niż korki i zielona trawa.
Miałem w garści bilet na mecz, dyscypliny która nigdy mnie nie interesowała. Na stacji w Terespolu stał pociąg do Brześcia. Inny niż zawsze. Drewniane siedzenia zastąpiono wagonem typu plackarta, identyczny którym jechałem z Syberii do Moskwy. Gorąca kuszetka bez przedziałów, mieści prawie 60 osób, ale ta wersja prawie 100, jak nie więcej. W wagonie usłyszałem innych polaków jadących do Mińska na hokej. To zdanie „na hokej” w zasadzie wiza w ustach.
Przekraczając Bug obserwowałem własnego Ojca, który z uśmiechem patrzył na granicę. To ważna chwila, bo od lat staliśmy na niej patrząc na drugi brzeg rzeki, gdzie znajduje się Białoruś. Teraz razem przez nią przechodzimy. Symboliczna chwila, wesoła. Na dworcu w Brześciu, w pełni wyremontowanym (jestem pod wrażeniem jak zmienił się ze śmierdzącego dworca w niczego sobie klasy europejskiej dworca we Francji!). Nawet toalety zostały dotknięte palcem władzy, pozostawiając jednak toaletę jedynie z dziurą w podłodze. Może to wydawać się śmieszne, ale bez nich ten dworzec nie był by taki sam. Specjalne okienko dla turystów z biletami, wolontariusze pomagają wypełniać kwitek, w którym zapisuje się szczegóły naszej podróży i dane, tak samo jak do USA. Chociaż uważam, że to zbędny śmieć. Zero pytań na granicy, uśmiechnięte buzie, nowe czyste mundury. Wszędzie już widać żubra, symbol tych mistrzostw. Polubiłem go. Potem okaże się, że tylko go nie będzie na papierze toaletowym. Był wszędzie i wiecie co…podobało mi się to. Tak samo jak rozpiska meczów. Od wagonów kolejowych po wnętrza wind.
Kupujemy bilety na pociąg do Mińska. Klasa kupe (4 łóżka w przedziale), za jedyne 80.000 rubli – około 24zł. Jest gorąco i duszno. Do kiełbasy z Polski zamawiamy trzy czaje. To chyba najbardziej klimatyczna rzecz w tych „ruskich” pociągach. Wchodzę na górą pryczę, zasypiam jak dziecko. Stukot, szum i chłód raz po raz wybudza mnie. Chociaż bardzo lubię spać w tych pociągach, wybudzenie kojarzy mi się z ostatnimi chwilami mojego życia. Dziwne to. Słodko-gorzko. Obserwuję mojego młodszego brata, który nigdy nie był za wschodnią granicą i wszystkie elementy są dla niego nowością. Sprawia mi to dużą frajdę i wiele śmiechu. Zależało mi bardzo by kiedyś ze mną wybrał się w taką podróż. Liczę na palcach lata, kiedy ostatni raz byliśmy w trójkę w takiej zagranicznej podróży. Wychodzi 17 lat. Ja mam 31, mój brat 25, Tata 57.
Wybudzony ze snu, patrzę przez okno. Ciemne chmury i słońce. Na trasie pełne przeplatanie się pogody i takie uczucie jak by wszystkie budynki, płoty, domy, dachy na trasie były pomalowane na świeżo. Dwa kolory. Biały i niebieski. Nie wiem dlaczego akurat takie barwy. Po 4,5h Mińsk. Tutaj widać, że w mieście coś się dzieje. Widać wolontariuszy, nazwy po białorusku i angielsku. W metrze każda stacja zapowiadana jest podobnie. Niestety nie wszędzie były tłumaczenia i znaki, co dla osób które nie znają cyrylicy stanowiło nie lada problem. W okolicach dworca widać wielu kibiców, przypomniał mi się czerwiec 2012 w Warszawie.
Słońce się schowało, spadł ogromny deszcz. Wagonik metra dojechał do stacji Urucce. To ostatnia stacja, która mieści się jeszcze w granicach Mińska. Ogromne sowieckie blokowisko. Przerażające. Szara płyta, miliony okien. Jest ciepło. Kładę się na materacu, a w telewizji leciał mecz hokeja Białoruś – Rosja 1:2. Pierwszy długi dzień przyniósł pozornie lepszą Białoruś. Inną niż zawsze, idealną dla chwilowych jej hokejowych mieszkańców.
Kolejny ciepły dzień. Pomyślałem sobie, że kolejnym testem wolności będzie spacer pod Pałac Prezydencki, gdzie żołnierz zakazał fotografowania. Myślałem, że jednak będzie można. I tak go sfotografowałem. Podczas spaceru szukamy miejsca gdzie będzie można kupić jakaś symboliczną pamiątkę z tej imprezy, niestety w większości miejsc pamiątki projektował ktoś kto tego nie powinien robić. Odchodzimy z niesmakiem. Drogo i brzydko. Nawet zakup magnesiku (które zbieram) z symbolem tej imprezy nie dochodzi do skutku!
Ciepły dzień zamienia się znów w chłodny podeszczowy wieczór. Oglądamy Bibliotekę Narodową, która wieczorem mieni się setkami lampek. Ten budynek chyba należy do jednych z najbrzydszych jakie znam, a te całe świecenie trochę podkreśla klimat tego kraju, wszak warto to zobaczyć. Wieczór spędzam w jednym z pokojów mieszkania w bloku na Urucce, patrząc w światła okien innych bloków. Zawsze mnie zastanawia ile ludzi właśnie takich jak ja stoi lub siedzi przy kuchennym stole i próbuje układać swoje myśli. Obok mnie stał rudy kot, którym musiałem się opiekować, był to warunek naszego pobytu w tym mieszkaniu. Lubię blokowiska.
Wieczorem także dowiedzieliśmy się, że będziemy na meczu USA – Czechy lub Rosja – Francja. Co jeszcze przez kilka godzin było nie jasne.
Plac Sportu coś jak fan zone. Piwne i gastronomiczne ogródki, a do tego scena, na której orkiestra do piwa i lodów przygrywa radzieckie piosenki. Przy scenie tańczy dwóch mężczyzn, a obok kibice z Rosji, fotografują się z szalikami, pełnych barw swojej Ojczyzny. Wszyscy czekają na wieczór gdzie Białoruś podejmie Szwecję. Zajadamy się lodami Kasztan by za chwilę kupić magnesik z żubrem.
Urucce. W sklepie pachnie słodyczami. Kupuję piwo i kalmary na wieczór.
Mińsk Pasażerski. Wolontariusz nie potrafi wskazać przystanku z którego odjeżdża autobus do Mińsk – Arena. jednej z dwóch hal w których odbywają się mecze. Tracimy cenny czas. Już wiemy, że nie zdążymy na rozpoczęcie meczu. Jesteśmy wkurzeni. Żar leje się z nieba, sprawdzam czy mam bilety. Mam. Na nim informacja, że nie wolno wnosić aparatów (dużych). Wpadam na pomysł by go rozłożyć i różne części podzielić wśród rodziny. Udało się. Wchodząc różnymi wejściami, wniosłem aparat. Innej opcji nie było. Po wejściu do hali wolontariuszka mówi, że nasze miejsca są na górze. Wsiadamy do windy i jedziemy na 5-te piętro. Otwieramy drzwi i naszym oczom ukazuje się ogromna hala, pełna kibiców z Rosji (między Rosją, a Białorusią nie ma granicy, nazywam to ruskim szengen). Doping, wielkość oraz jasność powoduje, że przechodzą mnie dreszcze. Zajmujemy nasze miejsca. Rosjanin obok nas pyta skąd jesteśmy. Po tym jak usłyszał, że z Polski, powiedział, że zna kilka słów po polsku. Tyle. Jest 15 minuta pierwszej tercji. Rosja 1. Francja 0. Generalnie mecz zrobił na mnie spore wrażenie, chociaż tak jak pisałem hokejem się nigdy nie interesowałem. Mecz kończy się wynikiem 3:0 dla Rosji. Wychodzimy z areny. Przez halą trwa właśnie feta rosyjskich kibiców. Tłumnie i głośno. Godzinę później znów witamy się z blokowiskiem na Urucce.
W porannym pociągu odsypiam nieprzespaną noc by za chwilę być w Polsce. Chyba na końcowe wnioski jeszcze nie czas, chociaż mam wrażenie, że Białoruś coś wygrała.
Nie licząc rosyjskich kibiców, bez wizy na bilet przyjechało prawie 30.000 osób. Dużo?
Fotograficznie, koniec części pierwszej.