Długo. Bardzo długo chodził mi ten rejs po głowie. Trójmiasto od 2009 roku nie było moim kierunkiem, chociaż wiele mam tam rzeczy do zrobienia, chociażby czaj z Piotrkiem, szczęśliwym Tatą, to wybierałem inne kierunki. W zeszłym roku nawet planowałem z Dawidem zakup biletów, ale coś nie wyszło. W tym roku korzystając z promocji Stena Line kupiliśmy bilety dla naszej załogi. Perspektywa 24 godzinnego rejsu, pobytu na wielkim promie i noc, spędzała mi sen z powiek (ładnie brzmi). Taka kajuta od razu przywołuje obrazy przedziału wagonu sypialnego, a co za tym idzie, podróży za wschodnią granicą. Do wyboru mieliśmy także pobyt w Szwecji, ale niestety ograniczenia czasowe są bezlitosne, a lipiec dla mnie takim właśnie miesiącem jest, więc wybraliśmy opcję więzienną bez opuszczania statku. Dodatkowo perspektywa bezkresu morza to była idealna rzecz właśnie w ten czas. Człowiek nie jest maszyną, nie potrafi zawsze tak samo działać od świtu do zmierzchu.
Rejs z Gdyni do Karlskrona trwa 10 godzin. Prom to istne małe miasteczko, pełne małych kajut. Część z oknem, część bez. Nam właśnie się taka trafiła. Do dyspozycji mieliśmy cztery łóżka, radyjko, lampki i łazienkę. Świetny klimat. Prom dysponuje tarasem widokowym na górze, ogromną ilością przestrzeni do spacerowania, siedzenie, jedzenia i zabawy. To ostatnie najmniej nas interesowało, ale kolacja na górnym pokładzie w piknikowym stylu to świetna zabawa, szczególnie z takim widokiem jak zachodzące słońce nad szwedzką ziemią.