Strona główna » Archiwum dla grudzień 2015

Miesiąc: grudzień 2015

Rok Kozy

Kończy się rok. To czas by zrobić małe podsumowanie tego co działo się przez te 12 miesięcy. Chociaż do końca roku jeszcze kilka chwil, to jednak śmiało można go opisać i pokazać. Działo się dużo, ale paradoksalnie na blogu niewiele. Chyba wiem czym to jest spowodowane. Większość strumienia fotograficznego przelewa się do Instagramu, ale wiernie i dzielnie będę kontynuował pracę u podstaw. Statystyki nie powalają, ale dziś nie jest to najważniejsze. Nie jestem “blogerem”, który robi wszystko pod coś, dla kogoś, za coś. Fotoblog jest, był i będzie moim fotograficznym notatnikiem do którego lubię i będę wracał by zobaczyć co działo się na kartach mojego życia.

Ten rok był pod znakiem tworzenia wideo. Cieszy mnie to, ale fotografia nadal pozostaje niezagrożonym numerem jeden. Zapraszam wszystkich zainteresowanych na małą podróż po 12 miesiącach. Mam taką swoją małą mapę na której zaznaczam moje podróże (małe i duże) i widzę, że ten rok zdominowała Polska. Na mojej mapie zabrakło jedynie Szczecina i okolic. Tam jest mi najdalej, ale muszę to nadrobić!

Tytuł wpisu jest “Rok Kozy” czyli koza (owca) jest symbolem kultury, odnosi się do czasu relaksu, pielęgnowania i zbierania sił (link). Tak mówi chiński kalendarz. Coś w tym jest. Ostatnie chwile na przyjemne przepuszczanie czasu przez palce.

Wybór zdjęć był trudny ponieważ większość zdjęć pojawia się na Instagramie, a tu chciałem wrzucić (co się udało) zdjęcia zrobione tylko aparatem.

Styczeń
Styczen
W styczniu pojechałem zbierać myśli i pomysły tam gdzie po zachodzie słońca nic nie rozprasza. Postanowiłem na południowej ziemi Podlaskiej, gdzie styka się z północną Lubelszczyzną zapoczątkować cykl wideo “Zwykłe Rzeczy“, który obecnie jest w wielkiej fazie eksperymentu. Plany na 2016 rok są, więc trzymajcie kciuki!

Lubię Terespol i okolice. To jednak część mojego życia, dzieciństwa, miejsc i symboli, które w sobie pielęgnuję. Na fotografii słup graniczny na Bugu (koło miejscowości Neple). W tle Białoruś.

Luty
Luty
Zimowe wejście z przyjaciółmi na Babią Górę w Beskidach. To moja pierwsza wizyta w tamtych rejonach. To był 14 lutego. Przepiękna pogoda. Ze szczytu (podejście trwało około 4-5 godzin, ze względu na ogromną ilość śniegu) było widać Tatry. Na górze kilkanaście minut i szyba ucieczka przed nocą. To było niesamowite. Wieczorem w telewizji obrazki płonącego Mostu Łazienkowskiego. Smutny widok i kilka miesięcy problemów.

Na fotografii Kasia.

W lutym też zrobiłem krótki materiał wideo o Adamie, golibrodzie z Opola, który dba o moją brodę.

Marzec
Marzec
Któregoś dnia siedzieliśmy sobie na jednym z portali oferujący noclegi na całym świecie. Z ciekawości rzuciliśmy okiem na ceny noclegów w Japonii. Skoro lecieć do Tokio, dlaczego by nie lecieć przez…Hong Kong? Tak narodził się pomysł na 4 i pół tygodniową podróż po Chińskiej Republice Ludowej i Hong Kongu. W tym mieście spędziliśmy tydzień, a potem ruszyliśmy dalej. Nasza podróż to 5000 kilometrów koleją po Chinach. Jedna z trudniejszych, szczególnie że krótki ale intensywny pobyt w placówce zdrowia w Chińskim Ludowym Szpitalu Yangshuo, odebrał mi sporo sił i radości z podróży.

Na fotografii jedno z osiedli w Hong Kongu (dla tych bloków, chciałbym tam wrócić). Liczyłem. 60 pięter.

Kwiecień
Kwiecien
Kwiecień także stał pod znakiem podróży po Chinach. Podczas naszej podróży odwiedziliśmy wspomniany wcześniej Hong Kong, następnie pierwszym miastem w Chinach był Kanton. Dalej Guilin, Yangshuo, Zhangjiajie, Hangzhou, Szanghaj i Pekin.

Na fotografii chińska flaga z najbardziej rozpoznawalną budowlą w Szanghaju, Oriental Pearl Tower.

Tutaj Zwykłe Rzeczy – Hong Kong & Chiny znajdziecie wszystkie filmiki jakie zrobiłem w Chinach.

Maj
Maj
Wyjątkowo nie moje zdjęcie, a Kasi podczas realizacji krótkiej formy wideo o Hołowczycu. Ten rok był bardzo filmowy.

Czerwiec
Czerwiec
Im cieplej tym było mniej czasu by robić swoje rzeczy. Taki urok pracy jako fotograf.

Tutaj na fotografii wnętrze stodoły należącej do mojej Rodziny z południowego Podlasia. Zawsze gdy tam jestem znikam na chwilę by poszukać ciekawych rzeczy.

Lipiec
Lipiec
Lipiec był zwariowanym miesiącem. Pamiętam jak wracałem nocnym pociągiem relacji Gdynia – Szklarska Poręba. Istna mordownia letnia. Jedyne wolne miejsce znalazłem na podłodze w wagonie do transportu rowerów. Drewniana podłoga i inni mocno śpiący towarzysze drogi. Uwielbiam podróżować pociągiem. W tym roku więcej podróżowałem w wagonach sypialnych niż tych z samymi siedzeniami.

Na fotografii widok z okna statku podczas rejsu Gdynia – Karlskrona.

Sierpień
Sierpien
Moja praca w dłoniach Stevena Mulla oraz jego żony Cheri podczas pożegnalnej uroczystości. Ambasador USA wrócił do domu i podjął się bycia liderem w rozmowach dotyczących atomu i jego energii na linii USA – Iran.

Smutny to był dla mnie dzień.

Wrzesień
Wrzesien
Wojtek Grzędziński trzyma w dłoniach album fotograficzny o prezydenturze Bronisława Komorowskiego. Wojtek przez blisko 5 lat był jego osobistym fotografem. Sąsiad.

We wrześniu do moich narzędzi fotograficznych (aparat, telefon) dodałem małego Fuji x100t. Czegoś takiego mi brakowało. Cichy i skuteczny.

Październik
Październik
Brakowało nam czau na wakacje. Ciągle coś. Na szczęście udało się załapać kilka oddechów w najpiękniejszym miejscu na ziemi tuż pod Kazimierzem Dolnym.

Listopad
Listopad
W listopadzie udałem się na zdjęcia do Berlina. To jest właśnie najśmieszniejsze, że człowiek jedzie do dużego fajnego miasta i przywozi dla siebie 2 fotografie. Reszta trafia do klienta. Na szczęście z najlepszym męskim kompanem do podróży Dawidem, udaliśmy się do chłodnego Kijowa i Lwowa na fotograficzne spacery. To taka nasza już chyba tradycja by jesienią wyskoczyć za wschodnią granicę. Wcześniej była Białoruś, rok temu Ukraina-Mołdawia-Naddniestrze. Teraz znów Ukraina. Nie ukrywam, ale teraz chyba czas na Rosję. W dzisiejszych czasach takie słowa mogą być karalne, ale tęskni mi się za nią.

Na blogu pojawią się jeszcze zaległe wpisy z Kijowa i Lwowa.

Grudzień
Grudzien
Po powrocie z Ukrainy razem z Kasią wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy do ciepłego Izraela na kilka dni. Tego nam trzeba było (aktualnie dodaję wpisy z tej podróży).

Mieliśmy ambitny plan by na terenie Palestyny dotrzeć do opuszczonego parku wodnego. Niestety wysoki płot nie pozwolił nam się tam dostać. Obok pole minowe i opuszczona baza wojskowa. O tym, że nie można po niej chodzić, dowiedzieliśmy się dopiero przy wyjściu :) taki był ten rok!

Ostatnie 11 godzin ostatniego dnia roku więc na jednej nodze udało mi się zrobić ten wpis :) Wszystkiego dobrego i oby 2016 był 10x lepszy od tego!

Ein Gedi

Izrael_2015_041 Izrael_2015_042 Izrael_2015_043 Izrael_2015_044 Izrael_2015_045 Izrael_2015_046 Izrael_2015_047 Izrael_2015_048 Izrael_2015_049 Izrael_2015_050 Izrael_2015_051 Izrael_2015_052
Autobus beztrosko przemierzał Zachodni Brzeg Jordanu. W zasadzie nie widać gdzie jest granica jeśli ktoś uważnie nie patrzy lub czyta książkę. Do Palestyny wjazd i wyjazd bywa bezstresowy. W drodze z Jerozolimy nad Morze Martwe, warto siedzieć z prawej strony. Widać wtedy jeden z najpiękniejszych krajobrazów. Góry po obu stronach Morza, długą drogę ciągnącą się między żółtymi górkami i piaskiem pustyni. Kolory. To jedna z tych rzeczy dla której znów tu jesteśmy. Ein Gedi to dla nas ważne miejsce.

Kiedy autobus (486) zatrzymał się na przystanku, od razu było widać zmiany. Morze pochłonęło jedyną w okolicy plażę gdzie można się kąpać. To nie jest Morze Bałtyckie (czy każde inne), gdzie można gdziekolwiek wejść do wody i z niej wyjść. Po pierwsze większość linii brzegowej Morza Martwego to niebezpieczne miejsca. Ukryte dziury mogą wciągnąć człowieka na amen. Znaki o tym krzyczą bezlitośnie. Plaże nad Morzem Martwym mają natryski, które pozwalają zmyć z siebie sól. Jeśli tego nie zrobicie po paru minutach będziecie cali biali. Tu droga zamknięta, plaża także. Najbliższa możliwa kąpiel to plaża oddalona o 30km w jedną i drugą stronę. Jesteśmy zawiedzeni. Nawet nie da się do niej podejść, szkoda ewentualnego zdrowia na kilka chwil bycia tam. Niestety. Na przystanku starszy mężczyzna zaczyna nas zagadywać. Jest kierowcą białego samochodu. Proponuje transport, my odmawiamy, chociaż Pan jest miły, ale taki chyba to biznes. Hostel jest tuż za plecami przystanku autobusowego. Dostajemy pokój najwyżej położony z którego widać Jordanię.

Kiedy słońce zachodzi nad tym regionem robi się chłodno. Coś wisi w powietrzu bo przez cały wieczór niebo przecinają izraelskie F-16. Zawsze w duecie. Jeden wysoko, drugi tuż nad taflą wody, spokojnej wody.

Droga przez Jerozolimę

Izrael_2015_029
Izrael_2015_030
Izrael_2015_031
Izrael_2015_032
Izrael_2015_033
Izrael_2015_034
Izrael_2015_035
Izrael_2015_036
Izrael_2015_037
Izrael_2015_038
Izrael_2015_039
Izrael_2015_040
Wieczorny spacer po Tel Awiwie przynosi spotkanie z zamkniętym delfinarium, które po jego zamknięciu było dyskoteką. Budynek za dnia robi o wiele ciekawsze wrażenia jak nocą. Zresztą noc czasem kradnie wszystko to co warte uwagi, chyba dlatego tak nie lubimy jesieni i zimy w Polsce, gdzie szybko robi się ciemno. Od strony ulicy stoi mały kamienny pomnik. Napisy w języku rosyjskim. Nawet jeśli ktoś nie zna tego języka od razu czuje pewne napięcie, nie bez przyczyny. Na monumencie widnieje 21 nazwisk. Dlaczego? 1 lipca 2001 roku niejaki Saeed Hotari postanowił odebrać sobie życie, wysadzając się w powietrze. Przy okazji zabił 21 niewinnych ludzi, nie ważne jakiej narodowości. Byli zbyt młodzi by umrzeć. Najmłodsza miała 14 lat, Maria. Na każdym kroku można spotkać takie czy inne znaki nienawiści, zbrodni i rzeczy, które w Polsce nie są zrozumiałe. Na szczęście.

Każdy kto chce wydostać się drogą lądował z Tel Awiwu w kierunku Jerozolimy, musi udać się na PKS Centralny (dla mnie dworce autobusowe, gdziekolwiek bym był, będą PKS-ami). Ten budynek jest fascynujący. Będąc tam drugi raz dostrzegłem nowe miejsca, ale to i tak zbyt mało czasu i możliwości by poznać ten dworzec, a co dopiero sfotografować! Jest to największy dworzec autobusowy na świecie! Oddany do użytku w 1993 roku. Mało praktyczny, brzydki (przez to piękny!), uderzający w nozdrza uryną i mający w sobie jakiś wizualny, betonowy magnetyzm. Pierwszy wynik w Google po wpisaniu Tel Aviv central bus station, pokazuje atak terrorystyczny. 5 stycznia 2003 roku życie straciło tam 23 osób z czego 100 zostało rannych. Zwyczajnie. Dwóch gości się wysadziło w powietrze. Palestyńczycy.

Wsiedliśmy w autobus, kierunek Jerozolima. Kierowca ten sam z który 1,5 roku wcześniej jechał na tej samej trasie. Jakaś kobieta molestuje mnie ulotkami (w języku polskim!) o Falung Gong. Na naszej trasie pominęliśmy Jerozolimę świadomie, ponieważ ostatnio zbyt dużo złych wiadomości docierało do nas z mediów o różnych incydentach. Podczas naszego pobytu doszło do jednego ataku. Na szczęście nikt nie zginął. Podczas krótkiego pobytu na stacji w Jerozolimie udaję się do toalety. Myjąc dłonie, obok mnie stał Żyd, cywil. Za paskiem miał pistolet.

Po przekroczeniu granicy z Palestyną, rozpoczęła się najpiękniejsza wizualna podróż po Izraelu.