O świcie wyruszyliśmy metrem na dworzec autobusowy Didube. Miejsce, gdzie autobusy i marszrutki (mniejsze busiki, chyba najpopularniejszy środek transportu na wschodzie) wyruszają do północnej i zachodniej Gruzji. By dotrzeć do celu musieliśmy przebić się przez wielki bazar – czyste wariactwo. Przymrużając oczy, poczułem się jak za starych dawnych czasów na stadionie X-lecia – jeden z pierwszych kontaktów z kulturą wschodu.
Wiedziałem, że marszrutki odjeżdżają z krańcowej części dworca i czytałem by w żaden sposób nie przejmować się innymi kierowcami, proponującymi podróż. Zresztą, odganianie się od niechcianych propozycji transportu było chlebem powszednim, wszędzie, podczas podróży po Gruzji. Na wycieczkę do Armenii chętnie bym się zgodził, tylko czasu za mało.
Gdy szliśmy do autobusu, gdzieś nad dachami bazarowych bud, pojawiła się tabliczka z napisem: Kazbegi i strzałka za która podążyliśmy. Na miejscu było bardzo dużo samochodów. Gdzieś po mojej prawej stronie, wśród tysiąca prowizorycznych bud zauważyłem małe okienko, wyglądało na kasę. Wsadziłem głowę i po rosyjsku zapytałem czy mogę tu kupić bilet i skąd odjeżdżają marszrutki do Kazbegi. Miła starsza Pani, która zupełnie na taką nie wyglądała, wstała, wyszła, zamknęła drzwi i…ku mojemu zdziwieniu, zaprowadziła nas pod konkretny autobusik.
Cena przejazdu to 10GEL (16-18zł) i płatne w busiku i jak to na wschodzie, rozkładu jazdy brak. Kierowca wraz z dworcowymi asystentami czekają aż wszystkie miejsca się zapełnią i wtedy ruszają w trasę.
Gruzińska Droga Wojenna – główny szlak przechodzący w poprzek Wielkiego Kaukazu, biegnie z Tbilisi (w Gruzji) do Władykaukazu (w Osetii Północnej), łącząc regiony Południowego i Północnego Kaukazu. GDW ma długość 208 km a w najwyższym punkcie, tj. na Przełęczy Krzyżowej wznosi się na wysokość 2379 m n.p.m. (wiki)
Przepiękna trasa, ale jeśli ktoś ma chorobę lokomocyjną to zalecam podwójną dawkę leku. Zakręty, wzniesienia, zjazdy, jazda, delikatnie rzecz ujmując, na krawędzi. Jakość drogi pozostawia wiele do życzenia. Ilość dziur może zrobić z naszego ciała galaretkę, lepiej nie siadać z tyłu.
Kiedy marszrutka wznosi się na 2400 metrów za oknem widzę śnieg, czuję chłód i spokój. Ten widok mnie zauroczył. Nigdy wcześniej nie byłem na takiej wysokości. Pierwszy raz widziałem tak wysokie góry. Szczyty, w tej części Kaukazu, wzbijają się na ponad 5000 metrów. Czyste, rześkie powietrze i zatykające się uszy. Byliśmy na Kaukazie. Moje serce biło szybciej i szybciej. Nie mogłem nacieszyć się widokiem gór i dolin, które wydawały mi się jak wielkie kratery. Na zboczach pasły się krowy. Już widziałem takie na Syberii. Krowy, które same wspinają się wyżej i wyżej po świeże źdźbło trawy. Owce, barany, mali ludzie gdzieś obok swoich wiejskich chat, które wydaja się jak pudełka od zapałek. Opuszczone budynki i ta świadomość miejsca gdzie się jest.
Ostatnim przystankiem po blisko 3 godzinnej podróży, była miejscowość Kazbegi (oficjalna nazywa Stepancminda), która mieści się na wysokości 1700 m n.p.m, Na horyzoncie widać szczyt góry Kazbek (5033,8 m n.p.m), ale on nie jest celem naszej podróży. Tuż obok przystanku widzę tablicę z napisem Władykaukaz. Ta nazwa działa na mnie jak magnes. Od znaku do granicy z Rosją jest jedynie 15 minut jazdy samochodem. Do Władykaukazu 45km…tam wybiorę się innym razem. Teraz jestem tu.
Kaukaz i ja. Poczułem się jak na innej planecie. Poczułem się dobrze.