Nowy Jork, listopad 2016
Wypiłem kieliszek białego wina. Chociaż nie piję alkoholu. Słucham Franka Sinatry. Zajadam się lodami o smaku wanilii. Chętnie też dokończył bym książkę. Jestem blisko 11,000 kilometrów nad ziemią. Nad Kanadą, którą chętnie bym odwiedził. Nikt obok mnie nie siedzi, czuję spokój, dawno nie czułem takiego spokoju. Czuję w sobie świadomą równowagę i pewną adrenalinę jutra. Patrzę przez okno i widzę tylko małe światełko na końcu skrzydła samolotu. Dalej czerń i odchłań, ale nie ona jest tu najważniejsza. Światełko na końcu czegoś, zawsze kojarzy mi się z czymś dobrym. Ten wyjazd był cholernie dobry. Wiele się nauczyłem, chociaż USA nie jest końcem świata, który uczy jak mało co i mało kto. Wystarczy jednak wyjść z domu by zobaczyć siebie i mieć czas na rozmowę z samym sobą. Nie ma co ukrywać i o czym należy pamiętać, że jesteśmy dla siebie najważniejsi. To może brzmi lekko egoistycznie, ale kto jak kto, ale to my sami jesteśmy miejscem naszego życia. Bez życia stajemy się tylko masą mięsa, trupem swojego cienia.
W miejscu takim jak Nowy Jork, za którym cholernie tęskniłem, znalazłem czas na rozmowę, monolog, dialog, walkę ze samym sobą. W takim mieście jak NYC, indywidualność to coś normalnego więc chyba nikogo nie dziwił fakt, że rozmawiałem na głos ze samym sobą, tak jakby wypowiedziane słowa na głos były prawdziwsze od tych wypowiedzianych w głowie. Może to też pewnego rodzaju selekcja miliona słów, a wypowiedziane słowa stają się najważniejsze i najcenniejsze.
Chociaż moja podróż fizycznie odbiegła końca to jednak mogę sobie szczerze powiedzieć, że ciągle trwa i tylko kontynuuje ją na swój własny sposób. Nikt nie powie nam jak mamy żyć, nikt nie powie nam czy wybór jaki dokonujemy jest dobry czy zły, bo nikt naszym ciałem i życiem żyć nie będzie. Tak samo jak podróż. Samy wybieramy sobie najlepszą dla nas drogę i dopiero w trakcie tej podróży czy nawet na jej finiszu (tylko czy jest jej koniec), możemy ją ocenić.
Jestem dziś bliżej gwiazd niż kiedykolwiek w moim życiu. W moim ciele rozlewa się od góry do dołu ciepło i stan pewnej błogości, a także świadomości że jestem w stanie być Panem swojego losu, na tyle ile mogę, a mogę dużo.