Strona główna » Archiwum dla listopad 2017

Miesiąc: listopad 2017

The Moscow City / Moskwa cz. 3


Drugi poranek. Trzeci dzień w mieście. Śniadanie. Ambitne plany. Pierwsze co robimy rano to uruchamiamy telewizor (ja w domu nie mam) i słuchamy rosyjskiej muzyki. Akurat ta jest z lekka koszmarna, ale to też tradycja. Wieczorem obejrzymy jakiś film.

Każdego dnia wyznaczaliśmy sobie miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. To jest właśnie ta największa przyjemność z wolności podróżowania. Po śniadaniu wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy zobaczyć moskiewski Nju Jork. Na jednej ze stacji metra się zwyczajnie zgubiliśmy i wsiedliśmy nie tam gdzie trzeba. Dziwne i miłe to uczucie po prostu się gdzieś i kiedyś zgubić. Moskiewskie metro jest do tego idealne. Pamiętam jak pierwszy raz w Warszawie wsiadłem nie w ten wagon i pojechałem w przeciwną stronę. No dobrze był to rok 1995.

Moskiewskie Międzynarodowe Centrum Biznesowe to dosyć nie duży obszar na którym mieszczą się różne wieżowce. Można poczuć się tam troszkę jak w Nowym Jorku, ale bardziej mi tam pachnie Hong Kongiem czy Szanghajem. Może to dlatego, że jeden wieżowców przypomina mi siedzibę Bank Of China. Jeszcze widać, że kilka budynków się buduje, a wszędzie widać ślady placów budowlanych, a co za tym idzie wielu azjatycko wyglądających robotników, dodaje to swojego smaku do bycia w Azji w Europie. Nad wszystkim góruje Wieża Federacyjna, która od września 2014 roku jest najwyższym budynkiem w Europie. Urósł na 374 metry. W Moskwie jest też konstrukcja mierząca 540 metrów to wieża Ostankino. Dopiero z drugiego brzegu widać te wielkości. Podoba mi się. Jest słonecznie. Błękit nieba robi dobrze.

Potem udajemy się w rejony stacji Kijewska (mieści się tu też dworzec kolejowy) gdzie mieści się jedna z kapitalistycznych restauracji (hehe!) McDonald’s w której spożywamy klasycznie Big Tasty! To jest taka nasza tradycja. W tym roku ową kanapkę jadłem w Bukareszcie (bez Dawida bo nie mogłem wytrzymać), Belgradzie i Moskwie. Ten kto jej nie jadł albo nie lubi Mc lub też tam czasem jada, ale się nie przyznaje to powiem Wam, że sukcesem tej kanapki, tuż obok wielkości jest sos. Nie wiem z czego to robią, ale jest dobre jak diabli. Tej kanapki nie ma w Polsce. Była kiedyś i powiem Wam, że to dobrze. Tradycja jakaś musi być! W tym roku byłem w dwóch z siedmiu Państw na świecie gdzie nie ma Mc: Iran i Macedonia. Taka anegdotka na Piechocińskiego.

Napełnieni imperialistyczną paszą udajemy się na Wzgórza Worobiowe (do 1992 roku były to Wzgórza Leninowskie) z których rozpościera się widok na Moskwę i stadion Łużniki. Jest piękna pogoda więc okupuję lunetę (o dziwo jest za darmo!) i odszukuję Plac Czerwony, który zlewa się swoją wysokością z całym miastem. Za naszymi plecami jest Moskiewski Uniwersytet Państwowy im. Łomonosowa do którego wrócimy innego dnia. Przy wejściu do metra zatrzymuje nas policja (nie ma już milicji). Policjant sprawdza, patrzy i po angielsku mówi (ten obok w zimowej czapie się śmieje): Welcome in Moscow. Wchodzimy na stację metra i otula nas ciepło.

Na jednej ze stacji metra patrzę na jej sufit. Widzę dwa balony. Jeszcze tu wrócę innego dnia, ale balon będzie już tylko jeden.

Kiedy wstaje słońce / Moskwa cz. 2

Na moim amerykańsko-chińskim telefonie sprawdziłem pogodę na środę. Pokazywał słońce chociaż wtorek był pochmurny i strasznie smutny. Ku mojemu zaskoczeniu iPhone nie kłamał. Gdy wstało słońce na kilka minut przed godziną ósmą ja spałem jeszcze twardo. Tak mi się w każdym razie wydawało bo ciężko było wstać. Widok z łóżka miałem genialny. Ciężka głowa, ale oczy stosunkowo lekkie. Gdy tylko swój wzrok skierowałem na sam dół widziałem jedną z sióstr Stalina, a dokładnie Hotel Leningradzki. Nocą o dziwo wydawał się większy. Kiedy wstaje słońce to człowiekowi od razu chce się żyć, wszystko wydaje się ładniejsze, lepsze i prostsze. Na zegarku 8 rano, a w głowie 6. Do tego jeszcze wiele takich wczesnych poranków to moja głowa była w świecie godziny 4. Lubicie tak wstawać, kiedy jeszcze za oknem chłód? Chyba myślicie podobnie jak ja.

Wchodzimy na naszą stację metra. Jej nazwa za pierwszym razem nie mówi mi za wiele. Krasnosielskaja (ros. Красносельская – Czerwonowiejska). Pani z małego okienka podaje nam bilet jednorazowy. Kiedyś były to plastikowe żetony, dziś naładowane elektosygnałem papierowe karteczki. Na nim widnieje wizerunek mostu krymskiego, łączącego Rosją z Krymem. Mieści się na wysokości 35 metrów ponad wodą nad Cieśniną Kerczeńską. Mają go oddać do użytku w 2019.

Linia numer jeden wiezie nas szybko na Plac Czerwony. Wysiadamy najbliżej jak się da. To stacja Ochotnyj riad (ros. Охотный ряд – Myśliwski riad). Wybudowana w 1935 roku. Słońce pięknie odbija się od bruku. Ten bruk wypełnia cały ogromny plac. Krasnaja Płoszczad. Tu wszystko jest krasnaja. Nie wiem czy słowo krasawica (piękna dziewczyna, kobieta) też nie ma nic wspólnego z krasnym krajem. Kiedy docieramy pod samo mauzoleum Lenina dokładnie widać wszystko. Ten kto był to wie, że w telewizji wszystko się wydaje ładniejsze i większe. Dawidowi się nie podobało, a ja miałem mieszane uczucie. Jak by nie patrzeć ten plac i to wszystko co się znajduje ma swoją wymowną symbolikę. Psychologicznie robi to wrażenie.

Pamiętam jak przez wiele lat marzyłem o wspólnej fotografii z moim szkolnym kolegą Konradem właśnie tutaj. I to się udało bo w połowie kwietnia 2011 powstała taka fotografia.

Tego dnia snujemy się po mieście. Rozmawiamy i obserwujemy. Idziemy wzdłuż rzeki Moskwa. Słońce nas rozpieszcza. Pijemy Colę i docieramy do jednej z sióstr Stalina. Bez zadartej głowy ciężko podziwiać ten budynek. Można takiej architektury nie lubić, ale jeśli ktoś nie ma chociaż za grosz podziwu to nie pogadamy. Ten budynek to dom mieszkalny Wybrzeżu Kotielniczeskim.

Wieżowiec budowano w okresach od 1938 do 1940, oraz od września 1948 roku do 1952[2]. Budynek ma 32 kondygnacje i 176 metrów wysokości, obecnie większość budynku ma charakter mieszkalny, znajduje się tutaj około 800 mieszkań, a także kina, restauracje, sklepy i obiekty użyteczności publicznej.

W Domu na Kotielniczeskiej nabierieżnej często mieszkania zajmowały osoby rozpoznawalne w całym ZSRR i Rosji, głównie związane z teatrem, kinem i estradą, m.in: tancerka Galina Ułanowa (której mieszkanie stanowi muzeum), pisarz Wasilij Aksionow, poeta Andriej Wozniesienski, reżyser Jewgienij Jewtuszenko, śpiewaczka Ludmiła Zykina czy też aktorka Marina Ładynina.

Budynek wielokrotnie był wykorzystywany w filmach o Moskwie (min. w nagrodzonym Oskarem filmie Moskwa nie wierzy łzom z 1980 r.). Pojawia się też w powieści Wasilija Aksionowa pt. Moskwa Kwa Kwa z 2006 jako miejsce zamieszkania głównej bohaterki.

Dnia 20 sierpnia 2014 na pięcioramiennej gwieździe wieńczącej iglicę budynku nieznani sprawcy zatknęli flagę Ukrainy, a samą gwiazdę przemalowano na podobne barwy. Do czynu później się przyznał ukraiński kaskader znany pod pseudonimem Mustang Wanted. / wikipedia

Dosyć szczegółowo obserwuje ten budynek. Idziemy na jego podwórko. Po środku znajduje się dziwna konstrukcja, która na górze ma dwa spore boiska. Wygląda to koszmarnie. Pod nami znajduje się wielki garaż. Z ciemnego wjazdu wystaje stara czarna Wołga. Nic tu po nas. Ruszamy wolnym krokiem w kierunku stacji metra Taganskaja. Przy metrze można spotkać grupę mężczyzn, którzy na jednym z murków wyłożyli setki starych monet. Przeglądają, kupują, wymieniają. Po prostu zwykłe życie.

Tuż przy wejściu na stację metra wita nas ciepły podmuch. Zapach jest ciężki do opisania, ale pobudza wyobraźnię. Nigdzie nie da się go podrobić. Tak pachnie metro. Metro na wschodzie. Wsiadamy w pierwszy lepszy wagon metra. Z głośników sączą się komunikaty o następnych stacjach. Kierunek centrum.

Ponownie jesteśmy na Placu Czerwonym. Teraz mam więcej czasu by przyjrzeć się tym, którzy tworzą tu tłum. Połowa to Rosjanie, druga to Azjaci. Nawet przewinęła się jakaś Para Młoda z fotografem. Wyobrażam sobie jak będą wyglądały ich zdjęcia ślubne z widokiem na Cerkiew Wasyla Błogosławionego. Nic specjalnego, chociaż podziwiam, że chcą pozować w taki chłód.

Jeszcze chwilę snujemy się po mieście i wracamy na piechotę do naszego moskiewskiego mieszkania.

Na Plac Czerwony! / Moskwa cz.1


Przyszła kolejna jesień. Moja 34 jesień, jednak od dłuższego czasu jesień kojarzy mi się z czasem wolnym i możliwością udania się w jakąś podróż, małą czy dużą. Od czterech lat razem z Dawidem wybieramy to co ja wybrałem już w pierwszej połowie poprzedniej dekady – wschód! W zeszłym roku zamiast jesiennego wschodu wybrałem zachód – USA, ale też w zeszłym roku była przepiękna Gruzja i znana mi Białoruś. Ten wschód jest dla mnie pewnego rodzaju ładowarką energii. W tym roku na jesień mieliśmy do wyboru kilka destynacji. Może Bułgaria, może Istambuł…, Albania, Kazachstan i Moskwa. Wybór padł na Moskwę. Wyjazd do tego miasta chodził mi po głowie od jakiegoś czasu chociaż byłem tam w kwietniu i maju 2011 roku. Niestety zbyt krótko by można było zobaczyć coś więcej, chociaż jestem zwolennikiem krótkich pobytów bo w krótkim czasie można zobaczyć wszystko to co najważniejsze. Tak mi się wydaje!

Tak wyglądały moje wypady do Państw za naszą wschodnią granicę, do tego dodam jeszcze Bałkany.

2003 – Krym, Ukraina
2004 – Mińsk, Białoruś
2004 – Lwów, Podole, Ukraina
2005 – Mińsk, Polesie, Białoruś
2006 – Mińsk, Białoruś
2007 – Kaliningrad, Rosja
2007 – Lwów, Ukraina
2008 – Mińsk, Białoruś
2008 – Krym, Kijów, Ukraina
2009 – Kijów, Czarnobyl, Ukraina
2010 – Mińsk, Białoruś
2011 – Moskwa, Irkuck, Władywostok, Rosja
2012 – Mińsk, Białoruś
2013 – Murmańsk, Sankt-Petersburg, Rosja
2013 – Mińsk, Białoruś
2014 – Tallinn, Estonia
2014 – Odessa, Ukraina / Kiszyniów, Mołdawia / Tyraspol, Naddniestrze
2015 – Lwów, Kijów, Ukraina
2016 – Gruzja
2016  – Mińsk, Białoruś
2017 – Belgrad, Serbia / Skopje, Macedonia
2017 – Wilno, Litwa
2017 – Moskwa, Rosja

Azja:
2011 – Pekin, Chiny
2011 – Tajlandia
2015 – Hong Kong, Szanghaj, Pekin, Chiny
2017 – Iran

Wybraliśmy przelot Aeroflotem z Warszawy do Moskwy w dwie strony. W cenie duży bagaż. Cena biletu wyniosła nas około 800zł z plusem. Niestety LOT na ten termin był o wiele droższy. Serwis na pokładzie rosyjskiej linii lotniczej też jest o wiele lepszy od naszej linii, ale LOT bardzo lubię :) a napis Polish Airlines LOT nadal powoduje przyśpieszone tętno, oczywiście na plus!

Znalezienie sensownego noclegu trochę nam zajęło. Mieliśmy wiele wytycznych. Ponieważ mieliśmy spędzić aż 9 dni z czego 8 nocy dlatego też jedyny sensowny wybór to mieszkanie. Niestety wiele ofert z airbnb nie zachęcało. Wybór padł na mieszkanie Olgi na 13 piętrze w bloku z widokiem na Moskwę w cenie 200zł za noc za dwie osoby. Nowe w pełni wyposażone mieszkanie z cholernie wygodną pryczą. W realu wypadło o wiele lepiej niż sądziłem. Do metra mieliśmy 4 minuty spaceru. Do Placu Czerwonego może z 15 minut jazdy i spaceru. Idealnie.

Moskwa przywitała nas o wiele niższą temperaturą niż w Warszawie. Było ciemno i mgliście. Tego też się spodziewałem. Wieczór spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy i ogarnięciu kart SIM z internetem. O dziwo coś tam gawarim pa ruski i bez problemu się udało dogadać. Sprzedawca był miły, ale frapowała mnie jego typowa rosyjska fryzura. Nie rozumiem nadal fenomenu tych grzywek! Przycięte przy użyciu garnka. Najlepiej jak włos jeszcze nie do końca umyty. Czy Rosjankom podobają się takie włosy?

Na kolację pielmienie. Bo jak inaczej?

Nie pamiętam co mi się śniło, ale paradoksalnie (takie czasy) byłem zadowolony, że jestem w Moskwie. Śmieję się, że jedni na wakacje lecą do Szaremen-El-Szejken czy Hurgaden, a inni do zimnej Moskwy ;)