Drugi poranek. Trzeci dzień w mieście. Śniadanie. Ambitne plany. Pierwsze co robimy rano to uruchamiamy telewizor (ja w domu nie mam) i słuchamy rosyjskiej muzyki. Akurat ta jest z lekka koszmarna, ale to też tradycja. Wieczorem obejrzymy jakiś film.
Każdego dnia wyznaczaliśmy sobie miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. To jest właśnie ta największa przyjemność z wolności podróżowania. Po śniadaniu wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy zobaczyć moskiewski Nju Jork. Na jednej ze stacji metra się zwyczajnie zgubiliśmy i wsiedliśmy nie tam gdzie trzeba. Dziwne i miłe to uczucie po prostu się gdzieś i kiedyś zgubić. Moskiewskie metro jest do tego idealne. Pamiętam jak pierwszy raz w Warszawie wsiadłem nie w ten wagon i pojechałem w przeciwną stronę. No dobrze był to rok 1995.
Moskiewskie Międzynarodowe Centrum Biznesowe to dosyć nie duży obszar na którym mieszczą się różne wieżowce. Można poczuć się tam troszkę jak w Nowym Jorku, ale bardziej mi tam pachnie Hong Kongiem czy Szanghajem. Może to dlatego, że jeden wieżowców przypomina mi siedzibę Bank Of China. Jeszcze widać, że kilka budynków się buduje, a wszędzie widać ślady placów budowlanych, a co za tym idzie wielu azjatycko wyglądających robotników, dodaje to swojego smaku do bycia w Azji w Europie. Nad wszystkim góruje Wieża Federacyjna, która od września 2014 roku jest najwyższym budynkiem w Europie. Urósł na 374 metry. W Moskwie jest też konstrukcja mierząca 540 metrów to wieża Ostankino. Dopiero z drugiego brzegu widać te wielkości. Podoba mi się. Jest słonecznie. Błękit nieba robi dobrze.
Potem udajemy się w rejony stacji Kijewska (mieści się tu też dworzec kolejowy) gdzie mieści się jedna z kapitalistycznych restauracji (hehe!) McDonald’s w której spożywamy klasycznie Big Tasty! To jest taka nasza tradycja. W tym roku ową kanapkę jadłem w Bukareszcie (bez Dawida bo nie mogłem wytrzymać), Belgradzie i Moskwie. Ten kto jej nie jadł albo nie lubi Mc lub też tam czasem jada, ale się nie przyznaje to powiem Wam, że sukcesem tej kanapki, tuż obok wielkości jest sos. Nie wiem z czego to robią, ale jest dobre jak diabli. Tej kanapki nie ma w Polsce. Była kiedyś i powiem Wam, że to dobrze. Tradycja jakaś musi być! W tym roku byłem w dwóch z siedmiu Państw na świecie gdzie nie ma Mc: Iran i Macedonia. Taka anegdotka na Piechocińskiego.
Napełnieni imperialistyczną paszą udajemy się na Wzgórza Worobiowe (do 1992 roku były to Wzgórza Leninowskie) z których rozpościera się widok na Moskwę i stadion Łużniki. Jest piękna pogoda więc okupuję lunetę (o dziwo jest za darmo!) i odszukuję Plac Czerwony, który zlewa się swoją wysokością z całym miastem. Za naszymi plecami jest Moskiewski Uniwersytet Państwowy im. Łomonosowa do którego wrócimy innego dnia. Przy wejściu do metra zatrzymuje nas policja (nie ma już milicji). Policjant sprawdza, patrzy i po angielsku mówi (ten obok w zimowej czapie się śmieje): Welcome in Moscow. Wchodzimy na stację metra i otula nas ciepło.
Na jednej ze stacji metra patrzę na jej sufit. Widzę dwa balony. Jeszcze tu wrócę innego dnia, ale balon będzie już tylko jeden.