
Wychodzę z założenia prostego. Ma być dobrze i smacznie jak u Mamy! Czyli DiT, dobrze i tanio. Do tego dodam, że jeśli wschód ma smakować równie dobrze, trzeba udać się na zachód. Przez wiele lat zachód był u mnie mocno zaniedbany i od jakiegoś czasu nadrabiam zaległości. Może to też fakt, że zachód potrzebował zawsze większych nakładów finansowych niż wschód. Chyba im więcej mam lat tym widzę, że nie ma kompromisu, złotego środka czy miejsca które miałoby mieć wszystko w sobie. Ciągle poszukuję, siebie także, a droga bardzo w tym pomaga.
Nie czuję się żadnym podróżnikiem, ale czuję całym sercem, że podróże to część mojej duszy, tak jak fotografia. Podróż jest i bywa uzależniająca. Jedni otaczają się rzeczami, całą swoją pracę wkładają w to by mieć tych przedmiotów jak najwięcej. Rozumiem to. Każdy człowiek ma w sobie wolne miejsca, które zapełnia tym co czyni go szczęśliwym. To może i brzmi banalnie, ale każdy z nas kiedyś odejdzie. Każdy z nas będzie nagi tak jak się urodził. Nie zabierzemy ze sobą samochodu, mieszkania, zmywarki czy innych kilogramów złota. Zostaną wspomnienia, chociaż i tak też już z nich żadnego pożytku nie będzie, ale wspomnienia są bezcenne. Trzeba chyba być fair w stosunku do innych i siebie. Ostatnio w samolotach spędziłem blisko 12 godzin na lotach po starym kontynencie i sporo rozmyślałem o ludziach, podróżach i wartościach. Jeśli wrzucimy te trzy aspekty do jednego worka to od zawsze jakąś dziwną największą wartością człowieka była dla mnie ilość odbytych podróży. Zwyczajnie mi to imponowało. Podróż jak nic innego uczy życia.
Lubię smak drogi, lubię ten stan kiedy wiem, że zaraz się zacznie podróż, że czekają mnie kolejne kilometry drogi. Zobaczyć nowe miejsca, pozdrowić już te które „znam”. Podróż to cudowna terapia na oderwanie się od codziennych problemów, które każdy z nas ma. Te mniejsze i większe. Podróż jest dobra na wszystko. Szczególnie jeśli pod domem mamy rozpuszczony śnieg, przemieszany z odchodami, a my możemy napawać się nawet najmniejszą ilością dobrego słońca, gdzieś daleko od domu. Nawet jeśli te daleko to 30 minut jazdy od domu.
Właśnie zakończyła się moja duo-podróż. Porto/Lizbona oraz Ateny. Postaram się szybko wrzucić moje myśli i fotografie z tych wszystkich miejsc. Portugalia mnie zauroczyła, szczególnie Porto, które daleko w tyle pozostawia osławioną Lizbonę. Do tego Ateny, które już miałem okazję zobaczyć (grudzień 2016). Myślę, że to moja druga i ostatnia podróż do tego dziwnego miasta.