Okres jesienno-zimowy to mój czas na wolne. No dobra mam po prostu więcej czasu. Niestety taki urok tego czasu, że jest zimniej, dni są krótsze, ale za to wszędzie jest mniej ludzi i budżety na wyjazdy można tak ogarnąć, że zamiast jednego letniego możemy mieć dwa jesienne. Fajnie się złożyło, że mogliśmy oboje zrobić sobie więcej wolnego. Po powrocie oczywiście praca przypomina o sobie, ale to też jest fajne.
Budapeszt był pierwszym przystankiem na naszej mapie podróży. Postanowiliśmy, że ten listopadowy czas spędzimy tam gdzie jest cieplej i ciekawiej od centrum Warszawy. Naszym celem była Albania do której wrócę tutaj na blogu z dużą ilością fotografii i tekstów.
Całkiem ciekawie się też złożyło, że kolejne Święto Niepodległości spędzam poza Polską. Chyba za rok też muszę coś pomyśleć na ten czas. Jak to wyglądało wcześniej?
2015: Berlin, Niemcy
2016: Nowy Jork, USA
2017: Moskwa, Rosja
2018: Budapeszt, Węgry
2019: ?
Budapeszt to świetne miasto na krótki wypad. Bardzo je polubiłem. Miałem okazję być tutaj blisko dwa lata temu, chociaż wtedy była równie piękna pogoda to było strasznie zimno. Klimat pozostał ten sam. I za to lubię to miasto. Nie wiem dlaczego, ale jeszcze nie miałem okazji skorzystać z ichniejszych łaźni. To dobry powód by tu wrócić.
11 listopada na Moście Łańcuchowym było pełno polskich flag. Przesympatyczny gest! O godzinie 12 pod pomnikiem Józefa Bema razem z rodakami odśpiewaliśmy Mazurek Dąbrowskiego. To był udany dzień.