Nim zacznę pisać o właśnie ukończonej podróży cofnę się o kilka lat. Była to chyba wiosna 2003 roku. Byłem na dwa, może trzy miesiące przed maturą. Wraz ze znajomymi zaplanowaliśmy wakacje. Wybór padł na słoneczny Krym. Byłem szczęśliwy bo zawsze chciałem przekroczyć naszą wschodnią granicę. Niestety jakoś tak los nie dawał mi na to szansy, chociaż było to na wyciągnięcie ręki. Moja Babcia mieszkała w Terespolu, a z okien było widać srebrną sztycę Twierdzy Brzeskiej. Od małego gdzieś we mnie tliła się ogromna ciekawość. Tyle razy jako dzieciak stałem nad brzegiem Bugu. Patrząc na jej drugi brzeg, chciałem po prostu ją przekroczyć. Tuż po maturze pierwszy raz udało się złamać magiczną granicę. Za chwilę od tamtego wyjazdu minie 16 lat. Przez te lata realizowałem jakąś nieznaną mi misję i to trwa nadal. Poszukiwanie w plenerze tych wszystkich obrazów, które gdzieś siedzą w głowie.
Podróżowanie na wschód uważałem za ładowanie moich gdzieś ukrytych baterii. Tu się od tych blisko 16 lat nic nie zmieniło. Ja po prostu się gdzieś wewnętrznie spełniam lecąc czy jadąc na wschód. Ci którzy myślą „wschód” widzą świątynie, kadzidełka, jogę gdzieś w lesie czy azjatycki klimat. Dla mnie „wschód” to kraje byłego Związku Radzieckiego. Przystanki autobusowe wyłożone mozaikami, witacze przy wjeździe do miast czy pomniki Leninów. Mógłbym o tym pisać tak dużo i długo, że znudzilibyście się po pierwszych stu słowach. A mi wciąż mało. Tak mało. Może dlatego, że wciąż nie znalazłem tego miejsca do którego podążam. Wiem jednak, że takowe nie istnieje. Nie stoi w jakiejś dolinie, nie ma tego na polu czy w górach. To miejsce jest w mojej głowie i składa się z setek innym małych miejsc, rzeczy, słów, muzyki, zapachów czy smaków. Właśnie kolekcjonowanie tych małych klocków sprawia tak dużo radości. W tym wszystkim cieszę się, że są ludzie którzy to rozumieją. Miło patrzeć jak nie tylko mi zaczyna bić szybciej serce na widok samolotu na jakimś cokole.
Czasem dziwię się, że ludzie z taką wielką chęcią jeżdżą do kurortów cieszyć się słońcem i drinkami wykupionymi w pakiecie all inclusive. Jeżdżą co roku w te same miejsca. To takie symboliczne miejsce i nudne. Potem przecież uświadamiam sobie, że ktoś inny może powiedzieć, że Ty to ciągle jeździsz w te miejsca gdzie jest tak zimno, brzydko. Od lat. Przestaję wtedy oceniać innych przez pryzmat swoich upodobań kierunkowych. Ten wschód cenię za to, że jest taki dziki. Czasem mało obliczalny. To mi odpowiada, chociaż nie chciałbym tam żyć. Jestem tylko gościem.
Na mojej liście są kolejne miejsca. Lista jest cholernie długa, podlegająca kompromisom i rozsądkowi. Tu moje serce się raduje, że na tej liście mogłem odznaczyć dwa kraje. Chociaż to brzydkie słowo, bardzo. Odznaczenie nie oznacza zamknięcia drogi powrotnej bo podczas każdej podróży widzi się tylko kawałeczek. Życie jest zbyt krótkie by zobaczyć wszystko. Tak się nie da. Jednak smakowanie tych małych kawałeczków buduje nam pewną całość…właśnie taką jaką szukam. Czy znajdę? Wierzę, że jednak nie. Sprzeczne to uczucia.
Wybór na wiosnę tego roku padł już kilka miesięcy wcześniej. Kirgistan i Kazachstan. W następnych wpisach opowiem Wam historię tej wspaniałej podróży.
Na fotografii znajdziecie oczywiście moją osobę i chłopaków. Złota ekipa. Przed wyjazdem kupiłem flagę Polski. Zabrałem ją ze sobą. Miejsce w dolinie Barskoona było idealne.
Moją ogromną inspiracją do podróży na wschód była i jest Barbara Włodarczyk. Tuż obok niej jest Jacek Hugo-Bader.
2 comments