Strona główna » Archiwum dla lipiec 2019

Miesiąc: lipiec 2019

Kowary. Muzeum Sentymentów.

Może się wydawać, że w pewnym sensie jestem monotematyczny, chociaż lepsze słowo będzie “monomiejscowy”. O co chodzi? Mam na swojej mapie miejsc, trzy ulubione miejsca. Oczywiście ta lista jest bardzo długa, ale w głowie siedzą trochę te, które są z jednej strony blisko i daleko. To trochę taki paradoks. Wracając co tych trzech miejsc są to: Terespol, Kowary i Hel. Dla osób, które posiadają mapę i kompas w głowie, szybko odkryją, że wszystkie trzy miejscowości, są na obrzeżach  Polski. Hel wiadomo. Terespol na wschodzie na granicy z Białorusią, a Kowary tuż przy granicy z Czechami w Karkonoszach. I to właśnie na nich się dziś skupię, a w szczególności na jednym miejscu jakim jest pewne magiczne miejsce.

To mój drugi raz w tym roku gdy jestem w Kowarach. W 12 miesięcy, czwarty. Kowary są oddalone o blisko 480 kilometrów od Warszawy. To kawał drogi, ale droga jest dobra i będzie jeszcze lepsza. Może się wydawać, że Kowary są na końcu świata. I trochę tak jest bo czuje się, że jest to miasto zapomniane, pomijane, opuszczone. Chociaż po części tak jest to do tego trzeba dorzucić takie określenia jak piękno, spokój, cisza i tajemnicę. Do tego sentyment. O tak. Podczas tego pobytu byłem w Ośrodku Wczasowym “Przedwiośnie” w którym byłem… uwaga 30 lat temu z moim Tatą. Coś tam pamiętam bo miałem 6 lat. I jakoś te Kowary tak zostały w mojej głowie, ale temat tego miasta odrodził się po spotkaniu z Jackiem Podemskim i jego wizycie w kopalni uranu “Podgórze”. Jakoś tak udawało mi się tam bywać regularnie w tych Kowarach. Dziś jakoś nie wyobrażam sobie bym tam nie mógł jeździć. Kowary są blisko Karpacza, którego może nie tyle nie lubię co unikam. Tłumy turystów to nie jest to co lubię. Mój blog nie jest blogiem w którym opisuję jakieś miejsca do zwiedzania bo się tym nie zajmuję, ale dziś zrobię wyjątek bo warto.

Mowa o Muzeum Sentymentów, które jest dziełem Andrzeja Olszewskiego (miałem okazję poznać). Mieści się w dawnej Fabryce Dywanów. To jest kultowe miejsce tak samo jak dywany z kowarskiej fabryki. Pewnie wielu z Was miało taki dywan w domu rodziców, to pewnie pierwsze kroki robiliście właśnie na nich. Niestety fabryka upadła jak komuna w Polsce (tu na szczęście dobrze). Dziś jest to spory budynek fabryczny, raczej hala, a front tego budynku to właśnie Muzeum Sentymentów.

Czym jest? Jest podróżą w czasie. Ja uwielbiam klimat rzeczy związanych z poprzednią epoką. Po prostu socjalistyczny design w rzeczach użytkowych, architektura… prawie wszystko! Sam w domu używam zastawy Społemowskiej, więc uwierzcie mi, ale połowę tego Muzeum to bym ukradł i w domowym zaciszu cieszył oczy. Bo to miejsce właśnie od tego jest. Nie wiem jak odczuwają to miejsce bardzo młodzi ludzie i nie interesuje mnie to, ale dla mnie jest podróż do czasów dzieciństwa. To jest magiczne jak bardzo wszystko to się zmieniło, jak bardzo w swojej głowie pielęgnuje lata 90-te. Tutaj można wszystkiego dotknąć. To piękne miejsce.

Więcej może nie będę pisał, bo są od tego fotografie i samo miejsce. Jednak jeśli będziecie w okolicach Jeleniej Góry, Karpacza, Szklarskiej Poręby to koniecznie wpadajcie do Kowar. Polecam z całego serca :) Mianuję się Ambasadorem Promocji Kowar.

Muzeum Sentymentów
ul. Zamkowa 9, 58-530 Kowary
muzeumsentymentow.pl


Mam jeszcze jedno marzenie związane z tym miastem. To właśnie tutaj chciałbym wynająć jakieś małe mieszkanko na miesiąc. Im mniej mebli tym lepiej. Po prostu wygodne łóżko, radio, mała kuchnia, łazienka i okno. To tutaj chciałbym napisać swoją pierwszą książkę, która w różnej formie chodzi mi po głowie od 6 lat, a jakoś wewnętrznie czuję, że to właśnie Kowary są do tego stworzone. Takie miejsce, gdzie wieczorem nikogo nie ma na ulicach, a zza okna wpada świeże powietrze.


Sarajewo ’84

https://twitter.com/dzola87
https://twitter.com/dzola87

Poznajcie Vučko, maskotkę-wilka Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie roku 1984. Będąc właśnie w tym mieście możecie natknąć się na elementy, które były wybudowane na olimpiadę. Wiele z nich kilka lat po zawodach zmieniło swoją rolę. Dziś skupię się na jednym z obiektów. Torze bobslejowo-saneczkowym. Wcześniej w Jugosławii nie było żadnych tradycji związanych z tym sportem, dlatego też był to pierwszy tego typu obiekt na tych ziemiach. Budowę rozpoczęto w 1981 roku i trwała rok. Cały tor miał 13 zakrętów i 1261 metrów długości. Tuż po igrzyskach był używany jeszcze kilka razy. Do czasów wojny.

Podczas konfliktu był obiektem strategicznym. Tor mieści się na górze Trebević z której widać całe miasto. Dzięki temu był wykorzystywany jako miejsca do obsługi przez Serbów i ich artylerię. Po wojnie nie wrócił już nigdy do czasów świetności. Dziś jest opuszczony i smutny, ale też piękny w swoim rodzaju. Warto poświęcić mu trochę czasu.

I ten śpiew wilczka Vucko…

 

Mostar


Spędzając czas w Sarajewie wpadliśmy na pomysł by zobaczyć coś więcej. Wybór padł na znany Mostar. Znany ze swojego mostu. Warto się tam wybrać bo trasa kolejowa jest przepiękna. Jedzie się wzdłuż jezior i rzek. Do tego magiczne tunele.

Sam Mostar może nie zrobił na mnie dużego wrażenia, pomijając oczywiście aspekt znany z Sarajewa, czyli dziury po kulach. To ciągle przekuwało moją uwagę. Drugą rzeczą jest ten Stary Most. Jego historia jest ciekawsza jak on sam bo jest tam milion ludzi i ciężko się tam poruszać, a takie rzeczy mnie odrzucają. Sam most został zbudowany w XVI wieku. Jako znak pojednania. 9 listopada 1993 roku został specjalnie zniszczony przez Chorwatów. Dwa lata później podjęto decyzję o odbudowie. Otwarto go w 2004 roku.

Jako jedna z atrakcji tego mostu są kolesie w majtkach, którzy do kaszkietów zbierają kasę. Po zebraniu odpowiedniej sumy obiecują, że skoczą z mostu do wody. Ta jest zimna więc co jakiś czas przychodzi chłopak w piankowym stroju i skacze do wody. Koniec. Serio. Nic więcej. Nic.

Droga powrotna dostarczyła więcej emocji. Mieliśmy w Sarajewie zakupiony bilet w dwie strony. Pod kasą (patrząc na agresywny tłum), dowiedzieliśmy się, że pociągu nie będzie. Fajnie! Okazało się, że podstawili autobus który po przejechaniu wielu kilometrów, zawiózł nas na stację kolejową gdzie czekał pociąg. Taka przygoda.

Miło było wrócić do naszego małego mieszkanka w Sarajewie.