Na moim amerykańsko-chińskim telefonie sprawdziłem pogodę na środę. Pokazywał słońce chociaż wtorek był pochmurny i strasznie smutny. Ku mojemu zaskoczeniu iPhone nie kłamał. Gdy wstało słońce na kilka minut przed godziną ósmą ja spałem jeszcze twardo. Tak mi się w każdym razie wydawało bo ciężko było wstać. Widok z łóżka miałem genialny. Ciężka głowa, ale oczy stosunkowo lekkie. Gdy tylko swój wzrok skierowałem na sam dół widziałem jedną z sióstr Stalina, a dokładnie Hotel Leningradzki. Nocą o dziwo wydawał się większy. Kiedy wstaje słońce to człowiekowi od razu chce się żyć, wszystko wydaje się ładniejsze, lepsze i prostsze. Na zegarku 8 rano, a w głowie 6. Do tego jeszcze wiele takich wczesnych poranków to moja głowa była w świecie godziny 4. Lubicie tak wstawać, kiedy jeszcze za oknem chłód? Chyba myślicie podobnie jak ja.
Wchodzimy na naszą stację metra. Jej nazwa za pierwszym razem nie mówi mi za wiele. Krasnosielskaja (ros. Красносельская – Czerwonowiejska). Pani z małego okienka podaje nam bilet jednorazowy. Kiedyś były to plastikowe żetony, dziś naładowane elektosygnałem papierowe karteczki. Na nim widnieje wizerunek mostu krymskiego, łączącego Rosją z Krymem. Mieści się na wysokości 35 metrów ponad wodą nad Cieśniną Kerczeńską. Mają go oddać do użytku w 2019.
Linia numer jeden wiezie nas szybko na Plac Czerwony. Wysiadamy najbliżej jak się da. To stacja Ochotnyj riad (ros. Охотный ряд – Myśliwski riad). Wybudowana w 1935 roku. Słońce pięknie odbija się od bruku. Ten bruk wypełnia cały ogromny plac. Krasnaja Płoszczad. Tu wszystko jest krasnaja. Nie wiem czy słowo krasawica (piękna dziewczyna, kobieta) też nie ma nic wspólnego z krasnym krajem. Kiedy docieramy pod samo mauzoleum Lenina dokładnie widać wszystko. Ten kto był to wie, że w telewizji wszystko się wydaje ładniejsze i większe. Dawidowi się nie podobało, a ja miałem mieszane uczucie. Jak by nie patrzeć ten plac i to wszystko co się znajduje ma swoją wymowną symbolikę. Psychologicznie robi to wrażenie.
Pamiętam jak przez wiele lat marzyłem o wspólnej fotografii z moim szkolnym kolegą Konradem właśnie tutaj. I to się udało bo w połowie kwietnia 2011 powstała taka fotografia.
Tego dnia snujemy się po mieście. Rozmawiamy i obserwujemy. Idziemy wzdłuż rzeki Moskwa. Słońce nas rozpieszcza. Pijemy Colę i docieramy do jednej z sióstr Stalina. Bez zadartej głowy ciężko podziwiać ten budynek. Można takiej architektury nie lubić, ale jeśli ktoś nie ma chociaż za grosz podziwu to nie pogadamy. Ten budynek to dom mieszkalny Wybrzeżu Kotielniczeskim.
Wieżowiec budowano w okresach od 1938 do 1940, oraz od września 1948 roku do 1952[2]. Budynek ma 32 kondygnacje i 176 metrów wysokości, obecnie większość budynku ma charakter mieszkalny, znajduje się tutaj około 800 mieszkań, a także kina, restauracje, sklepy i obiekty użyteczności publicznej.
W Domu na Kotielniczeskiej nabierieżnej często mieszkania zajmowały osoby rozpoznawalne w całym ZSRR i Rosji, głównie związane z teatrem, kinem i estradą, m.in: tancerka Galina Ułanowa (której mieszkanie stanowi muzeum), pisarz Wasilij Aksionow, poeta Andriej Wozniesienski, reżyser Jewgienij Jewtuszenko, śpiewaczka Ludmiła Zykina czy też aktorka Marina Ładynina.
Budynek wielokrotnie był wykorzystywany w filmach o Moskwie (min. w nagrodzonym Oskarem filmie Moskwa nie wierzy łzom z 1980 r.). Pojawia się też w powieści Wasilija Aksionowa pt. Moskwa Kwa Kwa z 2006 jako miejsce zamieszkania głównej bohaterki.
Dnia 20 sierpnia 2014 na pięcioramiennej gwieździe wieńczącej iglicę budynku nieznani sprawcy zatknęli flagę Ukrainy, a samą gwiazdę przemalowano na podobne barwy. Do czynu później się przyznał ukraiński kaskader znany pod pseudonimem Mustang Wanted. / wikipedia
Dosyć szczegółowo obserwuje ten budynek. Idziemy na jego podwórko. Po środku znajduje się dziwna konstrukcja, która na górze ma dwa spore boiska. Wygląda to koszmarnie. Pod nami znajduje się wielki garaż. Z ciemnego wjazdu wystaje stara czarna Wołga. Nic tu po nas. Ruszamy wolnym krokiem w kierunku stacji metra Taganskaja. Przy metrze można spotkać grupę mężczyzn, którzy na jednym z murków wyłożyli setki starych monet. Przeglądają, kupują, wymieniają. Po prostu zwykłe życie.
Tuż przy wejściu na stację metra wita nas ciepły podmuch. Zapach jest ciężki do opisania, ale pobudza wyobraźnię. Nigdzie nie da się go podrobić. Tak pachnie metro. Metro na wschodzie. Wsiadamy w pierwszy lepszy wagon metra. Z głośników sączą się komunikaty o następnych stacjach. Kierunek centrum.
Ponownie jesteśmy na Placu Czerwonym. Teraz mam więcej czasu by przyjrzeć się tym, którzy tworzą tu tłum. Połowa to Rosjanie, druga to Azjaci. Nawet przewinęła się jakaś Para Młoda z fotografem. Wyobrażam sobie jak będą wyglądały ich zdjęcia ślubne z widokiem na Cerkiew Wasyla Błogosławionego. Nic specjalnego, chociaż podziwiam, że chcą pozować w taki chłód.
Jeszcze chwilę snujemy się po mieście i wracamy na piechotę do naszego moskiewskiego mieszkania.