Strona główna » Алматы

Tag: Алматы

[Kazachstan] Ałmaty

Poprzednie wpisy:
Kierunek wschód
Warszawa – Biszkek
[Kirgistan] Biszkek – Tamga
[Kirgistan] Tamga – Tamczy
[Kirgistan] Tamczy – Biszkek

Lot Biszkek – Ałmaty był bardzo krótki. Wracając jeszcze na chwilę do samej kontroli paszportowej w Biszkeku to bardzo ciekawa sytuacja. Kiedy podałem mój paszport pogranicznikowi, on oglądał go z każdej strony. Zawołał swojego kolegę by upewnić się z jakiego jestem Państwa. To chyba tylko świadczy o tym, że turystów z Europy jest tu zdecydowanie za mało, chociaż może chłopak był świeży w swojej robocie?

Ałmaty. Kolejna pieczątka w paszporcie. Trzecia z Kazachstanu. Te pieczątki są wagę złota. Jakiś fizyczny znak odbytej podróży. Na lotnisku czekał na nas kierowca i zwiózł nas do Hotelu Kazachstan. Perełka. Pomnik. Chwila ogarnięcia się i ruszyliśmy coś zjeść. Pierożki kolejny raz. Były dobre. Jak zawsze. Wieczorna mgła, zakryła całe miasto. Pokój był na 19 piętrze. Łóżko było duże i wygodne.

O poranku śniadanie i ruszyliśmy na miasto. W lekko okrojonym składzie bo Grzesiek postanowił odespać ostatnie dni. Tego się trzymajmy. Na piechotę doszliśmy do stacji metra i kupiliśmy żetony podróżnicze. Pani w okienku nie była zadowolona. Po pierwsze musiała pracować, po drugie chyba dałem jej za wysoki nominał bo chodziła i kombinowała jak mi wydać. Po trzecie był 8 marca, a to Dzień Kobiet. Dzień wolny od pracy. Święto. Jednorazowy przejazd metrem to koszt około 80 groszy. Metro jest nowiuteńkie, chociaż ma już kilka lat. Pojechaliśmy kilka stacji by dotrzeć do jakiegoś parku w którym był…Lenin. Przy okazji wykupiłem sobie Internet. Zawsze tak robię bo ceny poza roamingiem UE to jest jakiś koszmar. Szkoda kasy. W parku były też samoloty i śmigłowiec. Na nim bawiące się dzieci. Lenin był ogromny. Sięgałem mu do kolan, a na przeciwko był jego kolega. Też bandyta i morderca, którego nazwiskiem nazwano pewne miasto w Rosji.

W Kazachstanie nie działa ogólnodostępna aplikacja Ubera. Więc Marcin szybko zainstalował Yandex Taxi i za chwilę jechaliśmy do kolejnego punktu. Wyszliśmy z założenia, że szkoda czasu na podróżowanie komunikacją, szczególnie że schemat linii metra nie jest taki super. Ten punkt to był budynek, który Szymon gdzieś wybadał na Instagramie. Typowy brutal, blok. Średniej wielkości podwórko na którym bawiły się dzieci. Kawałeczek dalej jakiś wschodni syfek, ogrodzenie. Już świeciło piękne słońce więc krajobraz był fajnym tłem do zdjęcia. Takiego z wakacji. Żartowaliśmy sobie, że tak właśnie wyglądają nasze „wakacje”, chociaż przyznam, że ostatni raz na wakacjach takich z prawdziwego zdarzenia, biorąc jako wyznacznik takie hasła jak: wycieczka, hotel, basen, drinki, ciepło, morze to byłem 9 lat temu w Turcji. Wtedy uważałem, że mi się należy po 45 dniach pracy pod Pałacem Prezydenckim. Tu ponownie zamówiliśmy Yandexa. Oczekując na transport, zagadaliśmy się z kilkoma facetami, którzy pracowali przy jakiś warsztatach. Zdziwieni, że jesteśmy turystami, a nie na biznesy przyjechali. Nie byli pierwszymi, którzy się tym dziwili.

Kok-Tobe czyli wzgórze na które można wjechać kolejką linową. Przyznam, że widok z góry jest ładny o ile traficie na dzień bez smogu. Może takie dni w Ałmatach są. Na górze festyn, diabelski młyn i jakieś inne dziadostwa. Górę zapamiętam jako miejsce, co tu kryć, które będzie mi się kojarzyć z miejscem gdzie wcześniej zjedzone śniadanie (tak podejrzewam) postanowiło opuścić moje ciało. Ja czekałem na ten moment. Byłem gotowy, po prostu. Więc skróciłem mój pobyt na wzgórzu i wróciłem do hotelu, gdzie postanowiłem do końca dnia zrobić sobie przerwę. To w sumie był dobry pomysł. Warto zwyczajnie zrobić sobie czasem przerwę. W wagoniku kolejki siedziałem cicho. Obok mnie rodzinka. Gadali żwawo po rosyjsku. Nie słuchałem ich, ale w połowie drogi Pani powiedziała do mnie, że chyba nie jestem Rosjaninem bo nie reaguje na ich rozmowę. Powiedziałem, że jestem z Polszy. I Pani się cieszyła bo czuła w sobie jakąś wygraną. Myślami byłem już w hotelu, chociaż widok za oknem przywołał w mojej głowę dwie takie kolejki. Pierwsza to ta w Batumi, a druga to w Chinach. Widoki na ziemi były podobne. Nawet miałem wrażenie, że światło też.

W hotelu leżałem na wielkim łóżku i oglądałem turecką telewizję gdy oczy robiły mi się ciężkie jak betony. Erdogan coś krzyczał ze sceny, już Morfeusz muskał moje ciało, kiedy dostałem wiadomość od Marcina, że są blisko hotelu w knajpie. Wybudziłem się i pomyślałem, że to dobry moment by napić się wódki. Wybór knajpy był świetny. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, ale impreza na którą trafiliśmy to był strzał w dziesiątkę. Mocno poprawiło mi to humor.

Wieczorem leżałem już w łożku. Szerokie z wygodnym materacem. Cieszyłem się, że tu jestem.