To były bardzo aktywne dni. Lubię aktywnie żyć, lubię kiedy wzywa droga. Tak też było właśnie teraz. W piątek fotografowałem pod Warszawą. W nocy wsiadłem w samochód i pojechałem na południe Polski. Jadąc po jakiejś lokalnej drodze w lusterku widziałem wschód słońca. Kilka bo dokładnie cztery godziny snu i dalsze zdjęcia. Dopiero dziś rano moja głowa wróciła do siebie. Taką mam nadzieję.
W piątek fotografowałem ślub (w sobotę też oczywiście) i to piątkowe miejsce to właśnie taki typ uroczystości, który zwyczajnie do mnie przemawia całą swoją formą. Ślub cywilny w plenerze, a wesele i jej goście przemieszczający się między drewnianym parkietem, a salą która kiedyś była czymś w rodzaju obory. Miejsca i ludzie robią fotografie.