Strona główna » Litwa

Kategoria: Litwa

Via Baltica / Warszawa – Kowno

Od kiedy zacząłem interesować się tym co jest za naszą wschodnią granicą to kilka miejsc i tras do dziś powoduje u mnie szybsze bicie serca. Będąc kilka lat temu po zachodniej stronie USA miałem okazję jechać znaną Route 66. Tuż obok mojego domu można śmiało wskoczyć na inną ciekawą trasę, mianowicie Via Baltica, której oficjalna nazwa to E67, a prowadzi z Warszawy do Tallinna. Nie przejechałem jej całej, ale wszystkie większe (no prawie!) miasta na jej trasie zaliczyłem. Na raty, ale też nie powiedziałem sobie ostatniego słowa i mój plan nadal uważam otwarty.

Kiedy za oknem ciepło, zaczynają się wakacje, a miliony ludzi rusza się z domu to w moim przypadku nie jest to takie jednoznaczne. Ogranicza mnie czas i tak też było w tym przypadku. Kilka dni to za mało na to co człowiek chciałby zobaczyć i przejechać. Pojawia się piękne słowo kompromis. Odrzuciliśmy Tallinn ponieważ był on zbyt daleko, a co jest zbyt daleko to pochłania cenny czas. Oczywiście można było tam pojechać, ale po co być gdzieś na chwilę i nie mieć możliwości nacieszenia się tym pięknym miastem? Zostawmy to na jutro, może pojutrze.

Pierwszym etapem podróży było dotarcie do Kowna z którego następnego dnia mieliśmy ruszyć do Rygi. Do Kowna z Warszawy jest 400 kilometrów. Z Kowna do Rygi jest 260 kilometrów. Miałem ochotę to zrobić na raz, ale zawsze kiedy fotografuję ślub to następnego dnia mam już inny pokład energii. Dlatego też stwierdziliśmy, że pojedziemy na spokojnie z noclegiem w Kownie i małym zwiedzaniem. To było idealne rozwiązanie.

Kierowcy z Litwy lubią nasz kraj bo mogą tu łamać wszystkie przepisy i jeździć jak dziki, ale u siebie są już grzeczni. Inni też są grzeczni bo kary za łamanie przepisów (np. prędkość) są o wiele większe jak u nas. Może kiedyś znajdzie się jakiś bat na idiotów za kierownicą. Zresztą podczas całej podróży widziałem jedną kontrolę prędkości gdzieś na Łotwie. Nie wiem gdzie jest policja po naszej stronie. Może muszą chronić Naczelnika, albo walczyć pod Sejmem? Nie wiem, ale wk…a mnie to wszystko.

Kowno. Szału nie ma. Zwykłe litewskie miasto, rok temu byłem w pięknym Wilnie. Ichniejsza starówka warta spaceru, a także rzeka Niemen (widziałem ją drugi raz!). Kowno to dobre miasto właśnie na nocleg i krótki spacer w drodze do kolejnego punktu.

Drogi po stronie litewskiej są kiepskie, przez Litwę jedzie się wolno (ekonomicznie), ale bezpiecznie. Odcinek gdzie jechałem astronomiczne 130 km/h nie był długi. Generalnie jazda była stosunkowo przyjemna, może też dlatego że zawsze chciałem tak się poruszać. Chociaż miałem okazję kierować samochodem w paru krajach to uważam, że moje zagraniczne doświadczenie jest mizerne. Gdzie ja kierowałem? Dania, Czechy, Litwa, Łotwa, Białoruś i USA. Mam ochotę na więcej.

Przed Kownem przestało działać Polskie Radio 1 w którym słuchałem relacji z meczu. Fajne uczucie.

















Wilno. Blisko serca Polski.



























Korzystając z tygodniowego pobytu na Suwalszczyźnie, grzechem było by nie skoczyć za naszą wschodnią granicę. Co nawet udało się kilkakrotnie bo na trójstyku granic można było „bezkarnie” naruszać przestrzenie Rosji i Litwy. Najbliżej rzecz jasna na Litwę. Najbliżej serca rzecz jasna do Wilna. Nigdy nie byłem w Wilnie czego zawsze bardzo żałowałem, a mój wylot do tego miasta w kwietniu zamieniłem na Berlin. Tak musiało być, a wyjazd do Wilna i tak wisiał. Za długo.

Na Litwie byłem ostatni i jedyny raz kilka lat temu. Nie pamiętam czy to był 2010 czy 2011, ale spędziłem na niej 60 minut, moją starą białą Skodą. Niestety nie mam za dużego doświadczenia w prowadzeniu auta za granicą Polski, ale dramatu też nie ma (warto wspomnieć o 2500 kilometrach w USA) dlatego też Wilno to była pierwsza moja wyprawa moim samochodem do stolicy innego kraju. To nie będzie koniec to dopiero początek bo Via Baltica czeka.

Dobrodziejstwo braku granicy i po blisko trzech godzinach z okolic Suwałk znaleźliśmy się w Wilnie. Zostawiłem auto na ulicy Mickiewicza, która mieści się juz poza strefą parkowania, ale bardzo blisko samego centrum. Żar lał się z nieba, a po dniu poprzednim nasze ciała były lekko przypalone po spływie kajakowym. Spacerowaliśmy po stronie ulic gdzie był cień.

Wilno to urokliwe miasteczko. Właśnie takie chciałem je zobaczyć. Pełne słońca, ciepłych chodników, wyszukanych elementów związanych z Polską, chociaż o to nie trudno, a o Polaków w Wilnie tym bardziej. Chyba w samym centrum jest ich więcej jak lokalsów, a może to tylko takie złudne wrażenie.

Warto zatem skoczyć do Wilna, chociaż na chwilę.

Podczas jazdy samochodem warto jednak uważać bo litewscy kierowcy mają w swoich czaszkach diabła, a szkoda stracić życie na ich drogach, ale o tym to napiszę w innym poście bo szkoda psuć piękny, magiczny, kresowy wizerunek Wilna.

Czy tam wrócę? Może. Przywieźliśmy sobie smaczny chleb.