Nasz autobus z Marsylii do Nicei jechał około trzech godzin. Mijał wiele znaków drogowych, które rozbudzały moją wyobraźnię. Może tak sentymentalnie Saint Tropez z widokiem Żandarmów pod wodzą Louisa de Funès’a. Potem pojawiło się Antibes, gdzie spędzałem swoje pierwsze zagraniczne wakacje w życiu.
Autobus zatrzymał się na lotnisku. Niestety nie miał przystanku w mieście co moim zdaniem jest zrozumiałe, ale jednak szkoda. Z lotniska do centrum można dostać się dedykowanym autobusem w cenie 6 euro. Jednak wystarczy dostać się na pobliski przystanek autobusu miejskiego i już tylko w cenie 1,5 euro po blisko trzech kwadransach znajdziecie się w samym centrum miasta. No może krócej. Bilet można kupić u kierowcy. Chociaż w różnych miastach nie jest to takie oczywiste.
Wynajęliśmy sobie małe mieszkanko jakieś 20 minut spacerem od morza. Tylko 3 minuty od stacji kolejowej z której w kilka minut można dostać się do Monako (warto pamiętać, że Monako nie jest w UE, więc nie ma dam darmowego roamingu). Duży taras i duże okno. Otwarte przez całą noc, symulowało stan snu na otwartej przestrzeni. Tuż za płotkiem były lokalne krzaki, a w nich siedział pies, który bacznie nas obserwował.
Nicea mnie nie porwała i porwać nie zamierzała. Plaża pełna ludzi, ciekawy punkt widokowy, port, charakterystyczne wąskie uliczki i ogrom turystów. Przyznam, że nie wiem co ich tu tak przyciąga. Może słońce? Nie wiem. Jednak podczas każdej podróży warto mieć takie miejsce gdzie zwyczajnie można zostawić plecak w pokoju, zostawić telefon i pójść na plażę. Wejść do wody i pomoczyć ciało w słonej, ale bardzo ciepłej wodzie.
Zawsze patrzę ile z danego miasta zrobiłem zdjęć. Ilość fotografii w folderze Nicea, jest poniżej 100. Jeśli zatem kiedyś będziecie chcieli zobaczyć to miasto to wystarczy Wam kilka godzin. Ciekawostką jest też cena wody. W centrum u sprzedawcy z wąsem woda o pojemności 1,5l kosztowała nawet 2,5 euro. Co ciekawa ta sama woda w markecie oddalonym o 2 km już tylko 0,30 euro. Cześć i czołem! Nie dajcie się okradać :)