Strona główna » Archiwum dla maj 2013 » Strona 2

Miesiąc: maj 2013

Każdy ma swój własny, prywatny raj

4628 4629 4630 4631 4632 4633 4634 4635 4636 46374650 4651 46524638 4639 4640 4641 4642 4643 4644 4645 4646 4647 4648 4649

Świeci słońce. Droga jest kręta. Uszy zatykają się od zmiany wysokości. Potem płasko. Gdzieś niedaleko ronda chodnik zamiast betonowych płyt jest wypełniony piachem. Jak na złość internet ma tu zasięg „E”, nie ładują się mapy, GPS zwariował. Idziemy w las. Asfaltowa droga. Na końcu zielona brama. Po obu jej stronach lampy. Takie jak z lat 50-tych. Obok buda, stróżówka. Wysoki płot z drutem kolczastym. Już z daleka było widać wielkiego psa, starego, który czekając na wieczór wygrzewał się w słońcu. Jesteśmy pod bramą. Przez jej szpary widać budynki, samochód i kolejnego śpiącego psa. Zagwizdałem lekko, pies się zerwał i zaczął ujadać. W oknie stróżówki jakieś poruszenie. Nagle zjawił się starszy facet, coś powiedział, ale pies nadal głośno szczekał. Nie było na początku rozmowy. Jak to bywa w takich miejscach: nie da się, proszę odejść, nie mogę, zakaz, teren prywatny, przykro mi.

Szybki krok. Bieg przez ulicę. Stare osiedle z odnowionymi fasadami budynków. Mały sklep spożywczy. Gorąco. Ekspedientka żółwim tempem obsługuje jakąś bezimienną małą dziewczynkę. Parę cukierków na wadze. Mała znika gdzieś za regałami. Dziewczyna za ladą ocieka potem. Tu nie ma czym oddychać. Dwie wody i dwa opakowania draży śmietankowych. Mam więc w kieszeni drobne. Czterech Chrobrych i jednego Mieszka.

Stróż uśmiecha się. Każe iść za sobą. W dłoni ma klucze. Chwile coś mówi, pokazuje palcem na swoje kalosze, że zbierać pokrzywę szedł. Otwiera nam drzwi, pokazuje jak się zamknąć i gdzie klucz z kłódką będzie wisiał. Domykam drewniane drzwi i przystawiam kosz by były zamknięte, tak jak stróż prosił. I jesteśmy. Sami w wielkim opuszczonym sowieckim szpitalu, którego długość korytarza to jedyne 500 metrów. Czas zatrzymał się tu w 1993 roku.

Na terenie tego szpitala mieści się bufet, kino, basen, prosektorium oraz kilka innych dziwnych budynków. Wszystko okraszone parkiem. Sam szpital jest ogromny. Takie uczucie, że człowiek się gubi i odnajduje. Puste sale, puste biura, sale operacyjne, zabiegowe i laboratoria. Tabliczki. Lenny. Godła ZSRR. Piwnice odpuszczamy, po pierwsze brak latarek po drugie i tak spacerowanie po pustym szpitalu, wypełnionym dziwnymi zapachami daje dużo emocji. Cisza. Przerażająca cisza. Niepokój połączony z podnieceniem. Jedyne czego brakuje to własnej klamki. Na końcu korytarza zamknięte drzwi. Oddział zakaźny. Wszędzie toalety. Fotografuję je.

Budynek z basenem zamknięty. Wchodzimy na dach i nad sufitem jego, tam gdzie są wentylatory. Przez klosze widać wodę. Kłódki. Jak wejść. Kasia popycha okno, otwiera się. W basenie stoi woda. Nawet oddech ma tu swoje echo. Na krawędzi zbiornika kwiaty i znicz. Oczami wyobraźni widzę tu setki ludzi, spacerujących po parku, pływających, leżących i leczonych. Na końcu staję nagi (fot. Kasia) i przerażająca myśl o skoku do tej wody powoduje, że ciężko mi ustać, równowaga między teraźniejszością, a przeszłością nie daje mi spokoju. Chwilę potem prosektorium i chłodnią z półkami na ciała. Zapach mnie odrzuca. Nakazuje się wycofać. Dziwny ołtarz ze śladami po godle Związku Radzieckiego. Wychodzimy.

Stróż pytał czemu tak długo nas nie było. Przy wyjściu koło samochodu stały dwa radiowozy policji.

!!! DRUGA CZESC ZDJEC !!!

Wawalove

StadionAgnieszka odebrała dwie nagrody za książkę do której zrobiłem kilka zdjęć. Potem spacerowałem sam po stadionie. Drugi raz w życiu. Podoba mi się to miejsce. Ja od zawsze miałem i mam jakiś miły stosunek do stadionów. Przed stadionem jakiś namiot z książkami za małe pieniądze. Wertowałem, chodziłem, szperałem. Pod stertą tych książek za 5 zł odkryłem kilkanaście książek (takich samych) o Czarnobylu. Co za cena! Szkoda tylko, że to najgorsza książka o tym temacie jaką czytałem.

Stałem na Rondzie Waszyngtona i wsiadłem na rower miejski. Pojechałem nim pod dom, delektując się dzisiejszym miastem. Ciepłym, smacznym, pełnym ludzi. Omijając korki, plaża nad Wisłą, Plac Zbawiciela, a w tle rakieta Pałac. Na plecach ciężki plecak ze sprzętem, cały spocony, chłodny prysznic, czaj z sokiem malinowym. Takie miasto kocham, to moja Warszawa.

Wieczorem mięta i radio O.