Jeszcze długo przed przyjazdem do Chin, gdzieś w czeluściach Internetu odkryłem pewne miejsce, które moim zdaniem było punktem zapalanym do przyjazdu właśnie do Chin i do Hangzhou. To miasto można określić jako przedmieścia Szanghaju mimo, że mieści się prawie 160km od niego za zachód. Pociąg z Zhangjiajie do Hangzhou jechał 19 godzin i pokonał 1400km. Chińskie pociągi dzielą się na kilka klas. Te najwyższe D i G jeżdżą z prędkością od 250km do 300km/h. Reszta pociągów to kuszetki które dzielą się na dwie klasy (tak jak w Rosji, tylko nazwa inna) hardsleeper i softsleeper. Różnica między nimi jest taka, że płaci się więcej za możliwość podróżowania w przedziale 4 osobowym niż w przedziale 60 osobowym (takim właśnie podróżowałem z Irkucka do Moskwy). Najgorszą klasą są hardseats. To nic innego jak wagon z miejscami do siedzenia. Widziałem taki wagon przez okno, trochę się naczytałem i podziękowaliśmy :) (tu proszę sobie wyobrazić coś co dla jednych jest przygodą, a inni wolą się zwyczajnie wyspać i siedzieć…). Warto przed taką podróżą zaopatrzyć się w jedzenie i wodę. Pozostaje nam książka, widoki przez okno i uśmiech bo z współpasażerami sobie nie pogadamy. I najważniejsze. Zawsze warto brać dolne prycze :)
Nasz nocleg był tuż obok stacji kolejowej. Pani w recepcji (jeśli to tak można nazwać) nie znała ani jednego słowa po polsku…co ja napisałem :) po angielsku więc typowo na migi i bez słów wszystko udało się dogadać. Pokój piękny, wszystko takie jakie powinno być. Widok z 16 piętra robił wrażenie, szczególnie wieczorem kiedy blok vis’a’vis rozbłyskał tysiącem lampeczek, że też oni lubią takie rzeczy. Po kąpieli ruszyliśmy na miasto by zobaczyć najpopularniejsze miejsce w mieście…jezioro. Głodni szukając czegokolwiek do zjedzenia skusiłem się na ichniejszą parówkę z grilla. W zasadzie ichniejsza parówka nabita na pal i podgrzana. Miałem wrażenie, że nasze parówki czy kiełbaski to niebo w gębie. Naszło nas na wizytę w chińskiej Pizzy Hut i chociaż pizzy nie zamówiliśmy bo była droga i mikromała(!) to i tak miałem wrażenie, że Chińczycy dotykając, tworząc to co pochodzi spoza ich kraju jest tandetne. Może są mistrzami w swojej kuchni to w kuchni europejskiej są tak słabi, że nie warto (ale czasem nie ma wyboru) jeść coś co jest europejskie. Zamówiliśmy spaghetti, po którym myślałem, że puszczę pawia. Chwilę mi zajęło nim otrzeźwiałem i poczułem się dobrze, a kucharz tego lokalu chyba nigdy w życiu nie widział spaghetti.
Pod naszym wieżowcem gdzie spędziliśmy 2 noce był sklep z warzywami i owocami. Pomidory, jabłka piekielnie drogie, a w dodatku odrzucały od zakupu. Cytryna to koszt 5zł, a w środku była tak stara, że aż mi się zwyczajnie przykro zrobiło. Oczywiście nie chodzi tu w żaden sposób by opisywać negatywne rzeczy, ale takie dziwne rzeczy jakoś najbardziej zapadają w pamięć. Pokój był szalenie luksusowy i to w bardzo dobrej cenie. Łóżko duże, piękny materac :) w Chinach ciężko o miękkie łóżko, więc rano oboje czuliśmy się jak byśmy spali na podłodze…chociaż i ona wydawała się wtedy wygodniejsza jak łóżko.
Hangzhou to było top 3 miejsc do odwiedzenia, ale o tym w następnym wpisie!