Pociąg relacji Warszawa-Symferopol (Krym) jechał około 32 godzin. Było ciepło, a pociąg miał kilka godzin przerwy. To była idealna chwila by zobaczyć Majdan Niezależności (Plac Niepodległości), trzy lata po Pomarańczowej Rewolucji. Takie rzeczy są dla mnie ważne, być i widzieć pewne miejsca. Był 2008 rok. Pamiętam jak moczyłem nogi w fontannie na Majdanie. Letni przepiękny dzień.
W 2004 roku kiedy Ukraina zrobiła się pomarańczowa, przemierzałem z religijną misją zachodnią Ukrainę. Tamten wyjazd był urokliwy, ale też wyjątkowo emocjonalny. Wszystkie drogi prowadzą na ten plac, nie zawsze te brukowane, ale w głowach ludzi świadomych, droga prosta, szybka, bez żadnych przeszkód.
Ostatni raz na Majdanie byłem w kwietniu 2009 roku w przeddzień wyjazdu do zamkniętej zony czarnobylskiej. Siedzieliśmy w samym jego centrum. To był ciepły wieczór. I dzień po drugiej rocznicy rozpoczęcia Majdanu znów zjawiłem się by zobaczyć miejsce które w przeciwieństwie do tamtych pomarańczowych dni, miały na sobie krew. Kamienne płyty niczym strony z książki historycznej.
20 lutego 2014 roku. Ta data i ten plac był na ustach prawie całego świata. Zginęło wtedy około 75 osób. Łącznie te wydarzenia pochłonęły prawie 100 osób. Niesamowita jest jednak ta dziwna energia. Fotografia przyczepiona na murze, na drzewie, gdzieś przy stosie kamieni i kasków, które brały czynny udział w walce o wolność i nadzieję na lepsze życie. A ja siedziałem w bibliotece i nie mogłem skupić się na pisaniu pracy magisterskiej, wydawało mi się to wtedy nieważne, tylko śledzenie informacji z serca Kijowa, serca Ukrainy i wtedy serca Europy.
Dziś to miejsce jest dziwną mieszanką świeżych wydarzeń i życia codziennego. Paląca papierosa dziewczyna w stroju Myszki Miki, Pani sprzedająca papier toaletowy z wizerunkiem Putina z podpisem “Putin Chujoza”, McDonalds czy młoda dziewczyna robiąca sobie selfie na tle jeden z rzeźb. Tak wygląda codzienność.