Zostałem poproszony o kilka fotografii z pewnego wydarzenia dla mojego francuskiego klienta. Nominalnie miało to być w Chorzowie, ale trafiłem do Krakowa. Już widziałem jak spaceruję po Katowicach, ale niestety. Następnym razem. Tu się przyznam, że do Krakowa nie mogę się przekonać, to miasto ma w sobie coś czego nie czuję. Nie wzdycham na widok Rynku, kamienic, tej Wisły i bajgli. Nie czuję tej wymuszonej artystycznej świadomości.
Przyjechałem do Krakowa pociągiem. To był idealny wybór bo mogłem popatrzeć w szybę i nadrobić Netflix’a. Potem autobus i byłem już w hotelu. Uwielbiam hotele, uwielbiam ich dziwny porządek i ciszę. Uwielbiam ten moment kiedy otwieram drzwi od pokoju. Uwielbiam kraść wszystkie poduszki z innych łóżek i tulić się do nich całą noc. Dawno nie słyszałem szumu ulicy. Spałem jak dziecko. Wypiłem czaj bez miodu i cukru. Ta szorstka ciecz dała mi dużo siły.
Na cały wyjazd spakowałem się do mojego plecaka ze sprzętem. Wydzieliłem sobie jedną większą przegródkę w której miałem kilka osobistych rzeczy w tym moją podróżniczą szczoteczkę. Wymagało to małej gimnastyki, ale się udało. Mówiłem Wam, że lubię mieć ze sobą mało rzeczy?
Kraków przyniósł mi dwa ciekawe spotkania, szczególnie z Wojtkiem “ra2nski” który lata dronami i uwielbiam jego fotografie. To była pierwsza nasza rozmowa przed wspólnym projektem, jeśli to tak można nazwać.
Wracając do Warszawy miałem cały przedział dla siebie. Otwierałem co jakiś czas okno by poczuć jak do przedziału wpada zimne powietrze.