Strona główna » Lwów

Kategoria: Lwów

Krótki wyjazd do Lwowa na Ukrainie


Nigdy tak często nie bywałem na Ukrainie. Nigdy.

Mój pierwszy wyjazd do Lwowa był krótki, ale treściwy. Korzystając z faktu, że z ostatnich środków na mojej zrzutce „Na zakup zimowego wyposażenia dla konkretnych żołnierzy z Ukrainy” zakupiłem ogrzewacze jednorazowe, a także jeden z donatorów zakupił potrzebną lornetkę, zawiozłem całość do Lwowa gdzie mieście się nasza baza logistyczna. Tam mój przyjaciel Pavlo, dalej rozsyła rzeczy do konkretnych ludzi na froncie. Tak to działało na początku i tak też to działa do dziś. Jedyny problem, a raczej wyzwanie to pozyskać środki na zakup tych rzeczy. O tym nagram podcast do których wracam. Wiem, że wracam od 2 lat ale w tym roku zmieniam podejście do pewnych spraw.

Jaki jest Lwów dziś? Taki jak i w grudniu. Zimny, ze swoimi historiami, problemami, generatorami i brakiem prądu. Dla nas ludzi którzy mają wodę, prąd i ciepło pod dostatkiem to nagły brak wszystkich tych rzeczy rzeczy bywa i nie boję się tego nazwać: szokiem. Wyobraź sobie, że budzisz się, a tu nie masz jak pracować, umyć się, a na dodatek jest Ci zimno. Tak też i miałem ja więc wiem co czują Ci ludzie. Jedną noc spędziłem w mieszkaniu, które nie dość że było ogromne i wysokie to jeszcze zimne jak lód. Była tam jakaś zła energia. W nocy mimo, że był prąd i ogrzewanie zaczęło działać to było tak zimno, że spałem w…ubraniach, a ja cały rok śpię w gaciach. Lubię chłodek, ale tu było za dużo. Dużo warstw i głowa pod kołdrą. Na szczęście mogłem z tego zrezygnować i zmienić miejsce.

We Lwowie zatem załatwiłem kilka spraw, rozmowy, spotkania, drobne zakupy i wróciłem do Polski. Przyznam, że nawet nie miałem czasu na fotografowanie.

Na uwagę zasługuje tu kolejny odcinek Dawida, który przeprowadził z nami krótką rozmowę bo o tym można gadać i gadać. O czym? Popatrzcie i posłuchajcie:

Atlas pełen map

Kawiarnia Atlas we Lwowie. Marzec 2019.

Zawsze opisuję pogodę. Nie wiem zupełnie dlaczego się to do mnie przeczepiło. Zawsze też opisuję widok z okna. Czy jest to tak ważne? Chyba tak bo od dawna tak właśnie mi się jawią początki każdego z wpisów na bloga.

Poleciałem do Lwowa. Dosłownie na 48 godzin. W małym plecaku miałem ubrania, notes, książkę, aparat i kable do ładowania elektrycznych rzeczy. Do tego jeszcze moje ulubione japonki za 9zł. Poprzednie mi się rozwaliły. Używałem „antygrzybów” bo tak je nazywałem i nazywam od około 2011 do 2017 roku. Ich debiut przypadł chyba na Tajlandię. Zresztą one przyczyniły się do mojego wypadku na skuterze. Do dziś zachodzę w głowę jak można było kurwa założyć japonki na skuter. Szukałem słoni. Wyzionęły ducha w Moskwie. Tam też je zostawiłem. Pomyślałem, że taki ich „podróżniczy” los.

Lwów był na granicy zimy i wiosny, ale nie miało to większego znaczenia bo leciałem spotkać się z moim kumplem Pavlo. Ostatni raz spotkaliśmy się dokładnie rok temu też we Lwowie. Pavlo i Lwów to jak imię i nazwisko. Dobrze było się spotkać, pospacerować po tym magicznym mieście. Zjeść pielmieni i napić się wiśniówki. Co ciekawe pozwoliłem sobie chwilowo na zwolnienie z mojego alkocelibatu, bo od blisko 2 lat gardzę alkoholem. Nie piję. Nie potrzebuję. Nalewka w pewnej hipisowskiej kawiarnii mnie zniszczyła. Nie sądziłem, że to może być tak dobre.

Drugiego dnia siedziałem w restauracji, a może kawiarni Atlas. Na samym rynku. W samym sercu Lwowa. Lubię to miejsce. Zamówiłem czarny czaj w dzbanku. Wyjąłem też mój czarny notes i książkę. Poczułem się jak prawdziwy podróżnik. Coś zapisałem w notesie, zacząłem rozglądać się po lokalu i układałem swoje myśli. Właśnie ta czynność to jest to co potrzebuję. Ogrom pomysłów wali jak strumień wody w mały lejek. Otwór jest zbyt mały i to dostarcza mi wielu wymyślonych problemów. Czysta głowa to jak czyste biurko. W syfie ciężko mi pracować i tworzyć.

Snułem się po rynku. Tak dobrze mi znajomym. Włożyłem ręce do kieszeni bo było mi zimno. Zapomniałem rękawiczek. Wiosna już uderza mi do głowy. Stałem na ulicy i zastanawiałem się jak spożytkować wolny czas, którego miałem o dziwo za dużo. Do hotelu miałem 6 kilometrów. Ten odcinek pokonałem z buta licząc na odkrycie nowych miejsc. Nie wyjmowałem aparatu. To był jeden z tych wyjazdów który pozwalał delektować się tym co widziałem.

Lot ze Lwowa do Warszawy trwał 40 minut. Czytałem książkę i wspominałem lądowanie samolotu w Budapeszcie. Najgorsze w życiu.

Tylko we Lwowie!














Rankiem następnego dnia po przylocie do Kijowa, udaliśmy się na dworzec by kupić bilet na pociąg z Kijowa do Lwowa. Pociąg w który celowałem nie miał już żadnych wolnych miejsc. Następny miał tylko w klasie pierwszej. Mowa o ichniejszych InterCity, który w blisko 5 godzin pozwala dostać się do Lwowa. Ten nasz jechał 7 godzin, ale było warto. To była też okazja by popatrzeć sobie na pół Ukrainy za dnia. Część trasy przespałem, a przez część drogi oglądałem mój serial Designated Survivor. Lwów szybko pojawił się na horyzoncie.

Było mokro, wilgotno ale ciut cieplej jak w Kijowie. Wskoczyliśmy do tramwaju numer 1 i po zamknięciu drzwi od razu dostaliśmy mandat. Tak jest. Zwyczajnie nie udało się kupić wcześniej, a dwa byliśmy na końcu, do motorniczego za daleko. Kanar się można powiedzieć zlitował i dał jeden mandat. Potem nakazał kupić drugi bilet. Po opłaceniu kary, wysiedliśmy z tramwaju. Wewnętrznie się wkurzyłem ;) Bilet na tramwaj kosztuje jakieś 35-40 groszy. Kara to około 8 złotych.

Nasze wynajęte mieszkanie mieściło się na samym Rynku. Przyznam, że nigdy nie spałem tak blisko, chociaż jak ktoś śledzi mojego bloga to wie, że we Lwowie miałem okazję już parę razy być i ten wyjazd nie był ostatni. Lwów jest magiczny, sentymentalny i przyciągający. Jest połączeniem Polski i ZSRR. Takie mam odczucia patrząc na lwowską architekturę i historię. Chociaż Lwów był tylko przez 20 lat nasz to jednak do dziś to „nasze” jest widoczne w wielu miejscach.

Podczas pobytu we Lwowie spotkaliśmy dwie znane osoby. Pierwsza to Paris Hilton, która otwierała Hotel Grand, a druga to Pavlo. Super człowiek z którym miałem przyjemność pracować w pierwszej dekadzie XXI wieku w Warszawie. Chociaż branża totalnie nie była moja i było to 12 lat temu to jednak mimo tak dużej odległości (Pavlo wrócił do Lwowa na miesiąc przed Majdanem po kilku długich latach życia w Warszawie) mamy ze sobą dobry kontakt.

Jeśli wybieracie się do Lwowa to polecam na przewodnika Pavlo! Jak tylko będzie cieplej i będzie okazja wrócić to idą na wycieczkę z Pavlo. Trzy lata temu będąc z Dawidem we Lwowie, Pavlo przeciągnął nas po Łyczakowie. Ogrom świetnych informacji, pamiętam że zmarzłem szalenie, ale potem ciepły czaj w Dzydże i długie rozmowy. Tak było.

Pavlo doskonale mówi po polsku, zapraszam! :)

Trolejbus zawiózł nas na nowe lotnisko. Nowe bo obok jest stare na którym kiedyś byłem. Samolot ze Lwowa do Gdańska wystartował chyba o czasie i pierwszy raz w życiu słyszałem jak ludzie bili brawo po starcie samolotu…