Ojczyznę kochać trzeba i szanować
Nie deptać flagi i nie pluć na godło
Należy też w coś wierzyć i ufać
Ojczyznę kochać i nie pluć na godło
Tag: Dron
Tauzen
Gdzie jechać? Gdzie lecieć? Gdzie płynąć? Tylko do Katowic. Jakąś mam słabość do Śląska i jego „stolicy”.
W niedzielę wstałem o wschodzie słońca z nadzieją na piękny wschód. Nie było tak jak sobie wymarzyłem, ale i tak postanowiłem troszkę polatać koło Spodka. Po pierwszym locie postanowiłem przenieść się bliżej Superjednostki. Mój dron można spakować w małe opakowanie. W kieszeni kontroler, telefon i dodatkowa bateria. Położyłem drona i wystartowałem, wszystko tak jak powinno być. Obok mnie leżało opakowanie na drona, a w środku mój case od telefonu w którym mam 20 zł, które znalazłem kiedyś w Parku Skaryszewskim i od tamtej pory noszę zawsze przy sobie. Mój wzrok wbity w telefon i drona. Nagle patrzę, a jakiś łachmyta trzyma mój case na drona, zamyka mu zamek błyskawiczny i daje dzidę w krzaki, jak się rzuciłem, jak mendę złapałem, jak nim szarpnąłem. Trzeba uważać.
Tego dnia byliśmy też w Gliwicach u Marcina i Grześka z którymi byłem w Iranie, a na wiosnę lecimy w kolejne ciekawe miejsce.
Pociąg z Pragi do Warszawy przez Katowice spóźnił się godzinę. Było ciepło, a w telefonie śledziłem kolejny mecz MŚ w Rosji.
Wschód słońca
Moja maszyna pracy rozkręca się szybko do wysokich obrotów. Taki jest urok, kiedy w naszym pięknym kraju robi się ciepło. W czwartek pojechałem do Opola, gdzie w piątek robiłem reportaż ze ślubu. O fotografii ślubnej można mówić do białego rana. Praca trudna, ale finalnie dająca ogrom satysfakcji. Ponieważ w tych dniach w Opolu był festiwal 55 KFPP (liczę, że dla tego festiwalu przyjdą jeszcze lepsze lata) to ceny noclegów były mocno wywindowane do góry, a dostępność fajnych miejsc była już dawno w sferach marzeń.
Podjąłem zatem decyzję by do Warszawy wrócić przez Łódź, a gdzieś w trasie załapać 60-90 minut snu. Uwierzcie mi, że po całym dniu fotografowania ślubu, człowiek jest wypruty z sił. W każdym razie ja tak się czuję, bo wkładam w to całe swoje serce i siły. Wsiadłem do samochodu, a na tylnich siedzeniach przygotowałem sobie miejsce do spania. Niebieski kocyk i poduszka z domu. Nie miałem okazji jeszcze wcześniej tego testować, ale wyglądało zachęcająco. Jak tylko przekręciłem kluczyk w stacyjce to poczułem, że jest całkiem dobrze i postanowiłem ruszyć. Jakoś nigdy nie mam szczęścia do tej trasy bo zawsze gdzieś gubiłem się między Opolem, a Sieradzem. Może dlatego, że mapy żyją swoim życiem i nie są świadome dróg, ale dałem radę!
Do drogi mam ogromny szacunek. Droga jest niebem i piekłem, dlatego należy jej się respekt. Szczególnie nocą jest bardzo niebezpieczna, a kiedy człowiek jest zmęczony to sami możecie sobie resztę dopowiedzieć. Są kierowcy, którzy lubią podróżować nocą, a jedni za dnia. Ja jestem po środku. Latem bardzo często wracam nocą po pracy więc jestem przyzwyczajony. Lubię ten rytuał, przebieram się i ruszam.
Jadąc gdzieś na granicy województw wjechałem do jakiegoś miasteczka. Na ziemi leżał jeż. Zatrzymałem się i sprawdziłem czy można mu jakoś pomóc. Niestety było za późno. Przykro mi jest zawsze. Strasznie.
Okazało się, że napój dający siłę zadziałał i jechałem dalej. Im bliżej Łodzi tym robiło się jasno. Postanowiłem dojechać do Sieradza gdzie były wiatraki. Nigdy nie byłem tak blisko, a zawsze chciałem. Zostałem tam na blisko 45 minut by przywitać czerwcowe słońce i sobie zwyczajne polatać.
Po blisko 22 godzinach na nogach, padłem w łóżku. Warto było.