Strona główna » Korea Północna

Tag: Korea Północna

Długa droga do domu

Korea Północna | Długa Droga Do Domu | Robert DanielukGeneralnie tematyka związana z dalekim wschodem należy do tych rzeczy, którym lubię poświęcać swój czas i głowę. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła kolejna książka o Korei Północnej. Nie ukrywam, ale na mojej liście miejsc do zwiedzenia jest absolutnym numerem jeden. Obecnie słabo osiągalnym z różnych powodów. “Długa droga do domu” to w skrócie wspomnienia mieszkańca Korei Północnej, który z bardzo wysokiego stanowiska spada na sam dół. Chociaż jest to dół nie do opisania. Trafia do najgorszego Obozu Pracy w Korei Północnej, z którego przeniesiony zostaje do innego, lżejszego. Z tego ostatniego ucieka. To nie jest zwykły obóz koncentracyjny, a miejsce z którego zwyczajnie nie da się uciec, nie mówiąc o przeżyciu.

Kiedy wspominamy to co działo się podczas II Wojny Światowej i niemiecki obóz w Oświęcimiu to trzeba pamiętać, że akcja tych wspomnień to rok 2000, a obozy pracy nadal działają w Korei Północnej. Główny bohater zabiera nas w podróż po swoim życiu i przeżyciach w tych miejscach o których nawet mi ciężko sobie wyobrazić – istnieniu.

Ten kraj bardzo mnie fascynuje. Przecież wiosną 2011 roku byłem 200km od granicy z Koreą i z żalem muszę przyznać, że plan dotarcia nad jej granicę nie powiódł się. Lecąc samolotem miałem jakieś banalne wizje, że gdzieś z okna Tupolewa 204 będzie widać Koreę. Niestety.  Kilka dni później odwiedziłem biuro podróży w Pekinie, które świadczyło usługi związane z podróżą do KRLD (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna). Będąc w małym parku nad brzegiem oceanu we Władywostoku, patrzyłem na białe krawężniki i małe drzewka. Światło było tam tak znacząco inne jak w Warszawie. Pomyślałem sobie, że ten obraz pasuje mi jak ulał do dokumentów o KRLD. Człowiek w swojej głowie tworzy jakieś wizje, zestawy obrazów wyimaginowanych, podpartych tym co widział. Chodzi tu głównie o fakt, że kiedy coś się zobaczy na żywo to coś się zatraca, ale niekoniecznie. W moich snach regularnie wracam do najbardziej magicznego miasta jakie miałem okazję zobaczyć. Prypeć koło Czarnobyla. Lubię te sny, chociaż rano po przebudzeniu odczuwam pewne rozczarowanie. W aparacie fotografii brak, które powstały podczas sennych podróży, powrotów.

Zawsze fascynuje to czego nie znamy, a kraj ten wydaje mi się taką zagadką, że chciałbym tam kiedyś pojechać. Rozum zaraz weryfikuje czym jest ten kraj i co tam się dzieje i nadal numer jeden odkładany jest na kiedyś. W chwili kiedy przeczytałem ostatnie zdanie tej książki, musiałem odczekać by wrócić do naszej szerokości i wysokości geograficznej.

Polecam ją każdemu bo czasem warto spojrzeć na swoje życie z zupełnie innej perspektywy i docenić to co się ma, co niby wydaje się nudną codziennością to jednak. Tak jak jadąc kiedyś samochodem w nocy zabrałem autostopowiczkę, coś czego nie robię. Chwilę przed tym impulsem do zatrzymania, rozmawiając z samym sobą zastanawiałem się nad swoim życiem. Pytania: jak jest, jakie jest, czy jest dobre? Kiedy przez 60km moja towarzyszka podróży streściła mi czym się zajmuje, jak wygląda jej życie i jak spadła na dno, postawiłem się do pionu, ciesząc się z każdej najmniejszej rzeczy. To i dla mnie była długa droga do domu.

Fotografię po lewej zrobiłem w grudniu 2011. Jest to napis na budynku Ambasady KRLD w Warszawie. Wiosną tego roku już go nie widziałem.

Bobrowiecka 1A

Korea Północna | Robert DanielukJeden z najbardziej (jak dla mnie) tajemniczych budynków w Warszawie. Kiedyś udało mi się przekroczyć jego bramy. Pamiętacie?

Grudzień 2011.
Dzień Dobry – powiedziałem
Dzień Dobry. Czego Pan chce? – zapytał łamaną polszczyzną jeden z Koreańczyków.
Chciałem się wpisać do księgi.
Proszę – facet otworzył bramę i zaprowadził mnie do małego murowanego budynku już na terenie ambasady. W środku dwa foteliki, mały stolik, wielka szyba zasłonięta żaluzjami z małym okienkiem. Na ścianie wisiał jakiś krajobraz Korei Północnej, a tuż obok fotografia Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Facet miał w dłoni kartę, a przy małym okienku leżał telefon.

Kim Pan jest. Po co Pan przyszedł? – zapytał raz jeszcze. Odpowiedziałem, że chciałem się wpisać do księgi, a dziś ostatni dzień wystawienia tej księgi.
Tak tak. Gdzie Pan pracuje, ma Pan notę z Ambasady? – tak nie powiedział, ale oto mu chodziło.
Jestem tu prywatnie – podkreśliłem, a facet zaczął kręcić nosem. Na jego twarzy wyrysował się sprzeciw.
Gdzie Pan pracuje, ma Pan jakąś legitymację?
Jestem tu prywatnie, widziałem informację na stronie Ambasady, nie mam legitymacji, jestem studentem – potem literowałem mu nazwę szkoły i co studiuje.
Przykro mi nie może Pan się wpisać – dodał po spisaniu informacji na kartkę.
Dlaczego? – zapytałem, wiedząc już, że więcej nie ugram.
Nie może Pan się wpisać – dodał i nagle obok mnie pojawił się inny Koreańczyk z wpiętym Kim Ir Senem w klapę swojej skórzanej kurtki. Ten od razu lepszą polszczyzną szybko sprowadził mnie na ziemię.
Nie ma Pan legitymacji nie wejdzie Pan. Osoby prywatne nie mogą się wpisać. Za kłamstwo u nas w kraju karzą. Nas chcą oszukać, a potem źle o nas piszą. Nie podoba mi się to. – jego stanowczość zaczęła mnie przerażać. Jego kwadratowe rysy i małe okularki, wzrok wpatrzony w moje oczy.
Dziwne… – odpowiedziałem.
Dlaczego dziwne? Chcą na nas zarabiać i żarty sobie robią. Nie podoba mi się to – odpowiedział i na tym skończyła się rozmowa z jego strony.

Ten kraj jest numer jeden na mojej liście miejsc, które chciałbym zobaczyć w swoim życiu.

North Korea

Ambasada Korei Północnej w Warszawie

Wsiadłem i pojechałem pod Ambasadę Korei Północnej (Ambasada Koreańskiej Republikii Ludowo-Demokratycznej), by złożyć wpis do księgi kondolencyjnej z powodu śmierci Kim Dzong Ila. Od kilku lat śledzę to wszystko co dzieje się na Dalekim Wschodzie z Koreą Północną w szczególności. Śmierć Kim Dzong Ila jest wielkim wydarzeniem dla tego rejonu świata, więc jako człowiek chciałem się wpisać do księgi, że współczuję narodowi Koreańskiemu (bo to pokrzywdzona społeczność przez władze) z powodu odejścia ich umiłowanego przywódcy (jak piszą). Myślę, że wielu ludzi (bardzo oddanych władzy) odbierze sobie życie, jak to miało miejsce po śmierci Kim Ir Sena. Przy okazji chciałem zobaczyć Ambasadę. Poczuć się trochę jak w Korei, chciałbym też tam kiedyś pojechać. Tylko żeby nikomu nie przyszło do głowy, że w jakikolwiek sposób wspieram jakąkolwiek dyktaturę.

Chwilę pokrążyłem po okolicy nim znalazłem budynek Ambasady. Małe krople deszczu i ciepła zima. Za płotem nie widać nikogo. Flaga przed wejściem opuszczona do połowy. Jakieś napisy po koreańsku i oczywiście symbol “Zakaz Fotografowania”. Widzę dzwonek, dzwonię. Nagle otwierają się drzwi małego domku przy wejściu. Nagle pojawia się trzech mężczyzn i nawijają po koreańsku. Jeden ma kamerę i gdzieś biegnie.

– Dzień Dobry – powiedziałem
– Dzień Dobry. Czego Pan chce? – zapytał łamaną polszczyzną jeden z Koreańczyków.
– Chciałem się wpisać do księgi.
– Proszę – facet otworzył bramę i zaprowadził mnie do małego murowanego budynku już na terenie ambasady. W środku dwa foteliki, mały stolik, wielka szyba zasłonięta żaluzjami z małym okienkiem. Na ścianie wisiał jakiś krajobraz Korei Północnej, a tuż obok fotografia Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Facet miał w dłoni kartę, a przy małym okienku leżał telefon.

– Kim Pan jest. Po co Pan przyszedł? – zapytał raz jeszcze. Odpowiedziałem, że chciałem się wpisać do księgi, a dziś ostatni dzień wystawienia tej księgi.
– Tak tak. Gdzie Pan pracuje, ma Pan notę z Ambasady? – tak nie powiedział, ale oto mu chodziło.
– Jestem tu prywatnie – podkreśliłem, a facet zaczął kręcić nosem. Na jego twarzy wyrysował się sprzeciw.
– Gdzie Pan pracuje, ma Pan jakąś legitymację?
– Jestem tu prywatnie, widziałem informację na stronie Ambasady, nie mam legitymacji, jestem studentem – potem literowałem mu nazwę szkoły i co studiuje.
– Przykro mi nie może Pan się wpisać – dodał po spisaniu informacji na kartkę.
– Dlaczego? – zapytałem, wiedząc już, że więcej nie ugram.
– Nie może Pan się wpisać – dodał i nagle obok mnie pojawił się inny Koreańczyk z wpiętym Kim Ir Senem w klapę swojej skórzanej kurtki. Ten od razu lepszą polszczyzną szybko sprowadził mnie na ziemię.
– Nie ma Pan legitymacji nie wejdzie Pan. Osoby prywatne nie mogą się wpisać. Za kłamstwo u nas w kraju karają. Nas chcą oszukać, a potem źle o nas piszą. Nie podoba mi się to. – jego stanowczość zaczęła mnie przerażać. Jego kwadratowe rysy i małe okularki, wzrok wpatrzony w moje oczy.
– Dziwne… – odpowiedziałem.
– Dlaczego dziwne? Chcą na nas zarabiać i żarty sobie robią. Nie podoba mi się to – odpowiedział i na tym skończyła się rozmowa z jego strony.

Powiedziałem, że rozumiem. Aczkolwiek nie rozumiem. Spasowałem i opuściłem budynek Ambasady. Postałem jeszcze chwilę, zrobiłem kilka fotografii i wróciłem do domu. Przygnębiło mnie to.

Współczuję Koreańczykom tego w jakim świecie przyszło im żyć.