Wieczorem obejrzałem dwa odcinki polskiego serialu, zbierałem się do niego kilka lat. Przez otwarte okno słuchałem kropel deszczu i żab. Zdjąłem koszulkę i wskoczyłem pod kołdrę. Lubię czasem jak jest mi zimno. Dwie wielkie poduszki. Tulę się do niej. Potem leżąc na brzuchu słuchałem jak bije moje serce. Przeraża mnie ten dźwięk. Nie lubię ciszy zupełnej, nie lubię ciemności zupełnej. Nie lubię zupełnych stanów codzienności.
Zasypiam. Sam. Gdzieś w połowie nocy zaczynam śnić. O dwóch światach. O przenikaniu między nimi. Więc przenikam i 6 zmysłem rozpoznaję „swoich”. Kogoś gonię i zabić muszę. Nocą sen przerwany, cichy śmiech, cicha wściekłość na wyobraźnię. Sen. Kto wymyśla moje sny? Dlaczego jednego dnia jestem na lotnisku stolicy Korei Północnej, by następnego dnia porywać z aresztu śledczego Katarzynę W? Czy sny muszą być rzeczywiste? Budzę się rano i sprawdzam mój aparat, który nie ma żadnych nowych fotografii, a przecież we śnie zrobiłem nie jedną.
Jadę samochodem. Ulubiona A2 (Łódź – Warszawa). Leci muzyka. Deszcz uderza o przednią szybę. Co chwila zerkam w lusterka, obliczam i przewiduje. Pokora. Za miesiąc koniec szkoły, prawie koniec studiowania. Dokładnie 10 lat temu będąc w ciepłej letniej Łodzi marzyłem o filmówce. Zawsze się tam widziałem. Na maturze myślałem o takim dniu, ciepłym jak lato, o zapachach pijackiej Łodzi, czekając na tramwaj i jechać na zajęcia do filmówki. Odkryłem, że minęło od tamtego dnia 10 równych lat. Są więc marzenia które można zrealizować z czasem. To „marzenie” czekało niespełna 10 lat. To moje wielkie następne nie może tyle czekać. Jestem gotowy. Jeśli nie teraz to kiedy?
A ja uśmiecham się do siebie bo to przecież czaj z sokiem malinowym :)
Misz masz.Whoa, would you hold my hand like the air it’s so gently here
Never give up, never give up*
*) JW-R