Ląduję na tym lotnisku drugi raz w życiu. Po lewej stronie widzę pomnik samolotu Concorde który nie wzbija się w powietrze już od prawie 11 lat. Po mojej prawej siedzi młoda Rosjanka, która z torbą Prady leciała razem ze mną na trasie Warszawa – Paryż. Delikatnie zerkam na jej telefon na którym przegląda setki podobnych do siebie fotografii. Paryż to dla niej miasto marzenie w którym chce spełniać swoje jeszcze niespełnione marzenia o lepszym życiu u boku mężczyzny, który wykładania za nią kolejne banknoty w Euro. Ona mu oddaje siebie. Wszystko smakuje jak szampan. Tyle wyczytałem. Ku mojej radości lądujemy na Terminalu 1 o którym jakiś czas temu oglądałem dokument na Planete. Mała, rzecz a cieszy. Chciałbym wyjście z lotniska długo celebrować i napawać się tym betonem.
Nad miastem zapadł zmrok, ludzie gdzieniegdzie przemykali pod latarniami, jedni wyprowadzali swoje psy, inni szybko przemykali między zaparkowanymi samochodami. Na jednej z ulic leżał telewizor. Tuż za rogiem most nad Sekwaną i widok na wieżę Eiffela. Nocą, widzę ją pierwszy raz. Nie jest tak duża jak mi się wcześniej wydawało, ale to tylko złudzie.
W głowie szukam jakiś obrazów które kojarzą mi się z tym miastem. Jakaś romantyczna amerykańska komedia o Paryżu, Zamachowski z Kieślowskim i stare fotografie. Podchodzę do całego tematu z dystansem jak do każdego miejsca w które jadę i chociaż Paryż wydaje się miastem tak dostępnym jak tanie bilety lotnicze z Warszawy do Gdańska, tak nigdy wcześniej tu nie byłem. Postanowiłem, że jest to odpowiednia chwila by zobaczyć to miasto z bliska.
Setki podobnych do siebie uliczek z kawiarenkami, pełnych stolików stojących na ulicach. Gdzie tylko człowiek spojrzy jakieś secesyjne wejście na stacje metra, które robi na mnie wrażenie. Stacji jest tak wiele, że po mieście tak mało autobusów. Kto może jeździ albo rowerem, albo skuterem lub metrem. Paryskie auta można poznać po tym, że mają zniszczone rejestracje. Dlaczego? Tam parkuje się na styk.
Stojąc na jednym ze skrzyżowań koło stacji Gare De Lyon, mam wrażenie, że Paryż jest miastem idealnie pasującym do określenia multikulti, chociaż w niektórych miejscach ciężko od razu wyszukać osoby z białą skórą. I nie jest to w żaden sposób zaskakujące po prostu pozwoliłem sobie zagłębić się wieczorami w informacje dotyczące imigrantów żyjących w Paryżu. Zatem można w zasadzie wyłonić trzy grupy ludzi, których można tam spotkać. Biali, czarni i Azjaci. Ci pierwsi rodowici, Ci drudzy w połowie, chociaż bardziej rzucają się w oczy Ci, dla których Francja (a w szczególności Paryż) jest niczym ziemia obiecana oraz Azjaci. Dwie ostatnie grupy zasługują na więcej uwagi.
Obserwując japońskich turystów widzę jak w oczach mieni im się wieża Eiffela i wszystko to co związane jest z tym miastem. Gdzieś wcześniej już wpadło mi oko informacja o syndromie paryskim (coś co u nas Polaków w zasadzie działa w drugą stronę), który powoduje wręcz torsje o turystów z Azji, którzy odkrywają, że większość paryżan nie chodzi w złotych butach, a ulic nie myje się Chanel numer 5. Biedni. U nas na szczęście działa to w drugą stronę.
Wagonik metra dziarsko mknie przez ciemne tunele paryskiego metra. Charakterystyczną ciszę przerywa muzyka iście w stylu poprzednich lat. Ludzie słuchają, następna stacja, muzyka nadal gra.
Vis’a’vis wieży Eiffela jest miejsce na którym szczególnie mi zależało i ku mojemu zdziwieniu było akurat w remoncie. To tutaj fotografował się Adolf Hitler. Tak też przyznaję się bez bicia, że w mojej głowie bazuje z widokiem miasta niczym z filmu o Amelii (tak byłem pod kawiarnią gdzie realizowali ten film) czy fotografii Bressona oraz jego kumpli. Tutaj też wieczorem obserwowałem jak policja goniła nielegalnych handlarzy pamiątkami (wątek pamiątek i całego przemysłu związanego z atrakcjami pomijam bo o tym można napisać książkę). Ci jednym ruchem z ziemi zbierają swoje tandetne kopie dzieła Eiffela i dają nogę. Jako obywatele Afryki biegają szybko i sprawnie. Takie ich życie. Obserwowałem za dnia w różnych miejscach Paryża właśnie ich. Nie wzbudzili we mnie zaufania, ale doprowadziły mnie do dziwnego stanu w którym zrobiło mi się ich żal. Jednak ziemia obiecana nie jest taka piękna jak im się wydawało. Mocno zastanawiałem się nad tym jak wygląda ich życie po pracy. Gdzie mieszkają, ile zarabiają na tej swojej uporczywości i co dalej z nimi będzie.
Zautomatyzowana linia numer 1 prowadziła ze stacji metra pod wynajętym mieszkaniem, aż po biurową dzielnicę Paryża zwaną La Defense. Ogromne wieżowce, charakterystyczny budynek w kształcie kwadrata z wielką dziurą w środku. Z jego schodów w linii prostej widać Łuk Triumfalny. Między tymi nowoczesnymi budynkami, gdzieś jak by w cieniach wieżowców chowa się betonowy budynek. Całkiem wysoki. Na ostatnim piętrze widnieje napis Aurora. Pod jego nogami leżał inny betonowy dom mieszkalny. Piękny beton, setki ton betonu, które tak bardzo charakteryzują nie tylko stary i klimatyczny Paryż. Następnym razem chętnie pominę wszystkie znane miejsca i poszukać coś z klimatów Le Cobusiera i jego betonowych dzieci.