Strona główna » Lot nad Turcją

Lot nad Turcją

Izrael_2015_001 Izrael_2015_002 Izrael_2015_003 Izrael_2015_004 Izrael_2015_005 Izrael_2015_006 Izrael_2015_007 Izrael_2015_008

Samolot o czasie wylądował na południu Izraela. W chwili kiedy stanąłem na najwyższym schodku, po wyjściu z samolotu, poczułem radość. Bezchmurne niebo, ogrom słońca i kilka dni wakacji. Taka była perspektywa. Cel i droga, zawsze sprawa, że w moim ciele wiele jest dobrej energii. Na ponowny przylot do Izraela czailiśmy się od dłuższego czasu. Lot z Krakowa do Ovdy (50km od Eiliatu) trwał prawie 4 godziny, samolotem Ryanaira. Leciałem trzeci raz, z czego dwa pierwsze na trasie Warszawa-Gdańsk. Coś za coś. Bilet kosztował bardzo mało, a co kosztuje mało ma zawsze jakiś haczyk. W Ryanairze przy krótkich trasach nie ma to znaczenia, ale przy trasie dłużej jak 3h, można odczuć klimat. Siedzenia się nie rozkładają, ale wiadomo, cena biletu jak za PKS Warszawa-Radom, nie można wymagać wiele, zresztą to nie jest ważne, ale ten obnośny handel. Co kilkanaście minut z głośnika płynął strumień dźwięków jak na bazarze. Niby nic, a jednak jak człowiek nie spał w nocy to nawet pospać nie można. Zabrakło mi tylko sprzedaży kołder podczas lot, ale może za dużo wymagam. Po tym jak zobaczyłem słońce, szybko o tym zapomniałem.

Dla osób które wybierają się do Izraela (pierwszy raz), ważną radą moim zdaniem jest zrozumienie czym jest szabat. I nie chodzi mi tu o duchowe doznania, a sprawy związane z transportem i logistyką. Jeśli lądujecie w sobotę (szabat trwa od popołudnia w piątek do popołudnia w sobotę) to koniecznie musicie sprawdzić sobie połączenia autobusowe (mowa o Ovdzie). Generalnie w ciągu całego tygodnia nie ma problemu ze sklepami i transportem tak w sobotę możecie zderzyć się z murem. Warto zatem wiedzieć jak dojechać i o której. Do tego jedzenie. Tuż obok noclegów, jedzenie jest najbardziej drogą rzeczą, dlatego też warto mieć ze sobą worek jedzenia, bo nie zawsze znajdzie się falafelka za 10zł…a kebab (jeśli lubicie) może kosztować nawet 60zł (plaża w Tel Avivie). Niestety. Izrael do tanich nie należy, ale jeśli komuś nie straszno kupić chleb za 20zł, to nie mamy o czym mówić. Jeśli więc planuje się podróż na własną rękę to trzeba mieć w głowie niezły plan :) i to lubię najbardziej.

Podczas wyboru noclegu warto zwrócić uwagę czy dany pokój ma zaplecze kuchenne lub hostel dostęp do kuchni. To co w Europie wydaje się normalne, tam może nie być tak oczywiste i człowiek zostanie na lodzie. Nie w każdej wsi (kibucu) jest sklep! A czasem bywa, że do najbliższego sklepu jest tak daleko, że lepiej nie gadać. Izrael to pustynia. Zazwyczaj tak nie podróżujemy, ale tutaj bagaż rejsowy (15kg) był w większości wypełniony jedzeniem z Polski, bo wierzcie mi, ale humusu nie da się jeść od rana do wieczoru, a to jest tańsze jak w Polsce.

Kontrola w Izraelu (na lotnisku) jest wyjątkowo ciekawą sprawą. Kiedy tylko dreptałem w kierunku budynku lotniska z samolotu, Pani ze Straży Granicznej wyłowiła tylko mnie na krótki wywiadzik. Nie jest to miłe, ale będąc gościem w tym kraju trzeba do tego przywyknąć. Dla poczucia bezpieczeństwa ściągnąłem sobie aplikację Red Alert, która miała mi dawać komunikaty o rakietach wystrzelonych z Gazy na teren Izraela. Odzywała się dwa razy. Natomiast podczas wylotu z Izraela trzeba się przygotować na 4 stopniową kontrolę, ale o tym kiedy indziej.

Z pełnymi walizkami, szczęśliwi, śpiący, wsiedliśmy w autobus z lotniska do Tel Avivu. Autobus dzielnie przemierzał drogę wzdłuż granicy z Egiptem. Powoli zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego zamiast na północ, autobus jedzie na południe. Przez chwilę już mieliśmy czarne wizje, że pomyliliśmy autobusy! Autobus zatrzymał się pod hotelem Hilton w Eiliacie (miasto-kurort) kierowca oznajmił nam, że tam jest kawiarnia i darmowe wifi. Ale po co? Mamy czekać 3h na następny autobus. Zdziwieni i nie do końca szczęśliwi ruszyliśmy na plażę ciągnąc za sobą dwie małe walizki. O 18:00 pod Hiltonem gdzie spotkaliśmy innych Polaków, podjechał mały busik. Uśmiechnięty kierowca oznajmił nam, że będziemy jechali przez Jerozolimę (a co za tym idzie przez Palestynę, a w zasadzie Zachodni Brzeg Jordanu) do Tel Avivu. Jak gdyby nic autobusik podjechał pod przejście graniczne z Jordanią i tam czekaliśmy na dwie osoby. Godzinę. Osobiście było mi już wszystko jedno. Nieprzespana noc, cały dzień w drodze.

Nocą przywitał nas Tel Aviv. Była ciepła noc i krótka. Rano obudziłem się i postawiłem moje gołe stopy na podłodze. Okazało się, że po kostki na podłodze była woda. Tak zaczęła się niedziela. Za oknem padał deszcz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *