Wieczorem napiłem się wina, siedziałem na hamaku i patrzyłem na całe miasto. Ja jestem człowiekiem, który nie pije alkoholu, moja głowa jest słaba. Miałem wszystko gdzieś, było mi dobrze, było prawie idealnie.
Człowiek kiedy budzi się poza krajem, szczególnie na południu, domaga się ogromu słońca i ciepła. Ten dzień taki nie był. Pogoda pokazała Lizbonę taką jaką bywa. Bez słońca z delikatnym światłem. Chociaż chmury były stosunkowo nisko to jednak było przyjemnie spacerować. Tak jak w przypadku Porto, wyznaczyliśmy sobie kilka ważnych żelaznych punktów. Lizbonę można podzielić sobie na dzielnice. Alfamę zostawiliśmy na sam koniec.