Pisałem. No właśnie za mało piszę, za mało archiwizuję. Tak w zasadzie mogę zaczynać każdy nowy wpis na tym blogu i bić się mocno w moją twarz, że źle to robię. Tak jest i pewnie szybko to się nie poprawi, ale widać taką to przybrało formę.
Do chwili kiedy piszę ten krótki tekst od początku wojny na terenie Ukrainy spędziłem 24 dni. Głównie we Lwowie, ale ostatni wyjazd był potężnego kalibru, jak ten spalony czołg za mną. Na początku sierpnia wybrałem się z Dawidem do Kijowa by sfotografować (moje zadanie) zniszczenia, które są dowodem agresji Rosji. Tutaj mógłbym się porządnie rozpisać, ale wiem że nie jest tu na to miejsce, a dwa niestety nie mam tyle czasu. Wsiedliśmy w busika i pojechaliśmy do Lwowa, a następnego dnia pociągiem do Kijowa. Łącznie blisko 1000 kilometrów z Warszawy do Kijowa. Równo rok temu potrzebowałem na to godzinkę. Dziś zajmuje to dwa dni, no chyba że ma się szczęście i kupi bilet na bezpośredni pociąg do Kijowa. To jeden.
Jadąc do Kijowa nie wiedzieliśmy ile uda nam się zobaczyć, sfotografować, poczuć. I tu spotkało nas szczęście bo trafił nam się (dzień przed wyjazdem do Kijowa) idealny przewodnik, znawca, świadek wojny i kierowca. To dzięki niemu zobaczyliśmy jakieś 150% tego co planowaliśmy, a wiem że nie jest to koniec. Tak jak końca nie ma wojna. Ta wojna siedzi we mnie. Mam wrażenie, że część mojego serca stała się ukraińska. I nawet nie zastanawiam się czy warto zrezygnować, to co robię to mikroskala, ale jest to mój kawałek pola, który mam pod sobą i muszę o niego zadbać.
Podczas pobytu zobaczyliśmy Kijów, uwielbiam to miasto i pamiętam jak rok temu myślałem o tym by zamieszkać tam na miesiąc i skupić się na swoich ciągle odkładanych planach. Jednak od marca 2020 ciężko cokolwiek w życiu planować. Marzyć można zawsze, ile tylko człowiek jest w stanie sobie wyobrazić różnych rzeczy. Mam nadzieję, że to się zmieni. Więcej robienia jak gadania. I teraz udało nam się zobaczyć szereg miejsc, których nazwa wiele mówi: Bucza…Irpień, Hostomel czy Borodzianka. Myślę, że pewne obrazy zostaną ze mną na zawsze. Na żywo pewne rzeczy wyglądają o wiele mocniej niż na obrazku, jest to zrozumiałe ale dopiero wtedy można poznać siebie. Zobaczyć, poczuć, zapisać no i właśnie pokazać. Dlatego też jadąc tam pomyślałem sobie, że materiał ten będę chciał pokazać na wystawie fotograficznej, kilku jeśli będzie to możliwe bo od dekady nie miałem żadnej swojej wystawy. Na 2023 rok coś już planuję, ale tak jak z uzupełnianiem bloga, strasznie żałuję że wiele rzeczy rozbiło się na inne miejsca.
Będę wracał do tego co działo się podczas wyjazdu bo właśnie po to tam pojechałem.
Na fotografii jestem ja, specjalnie się ubrałem, nasz przewodnik, dobry anioł dał mi to wszystko założyć by chociaż na chwilę poczuć więcej i mam nadzieję, że w naszym życiu nie będzie nam dane tak wyglądać.