Strona główna » Fuji

Tag: Fuji

Trzy państwa jednego dnia, jestem w Duszanbe!


Obudziliśmy się w środku nocy, kilkanaście minut do ogarnięcia. Byłem już spakowany bo zawsze gdy trzeba z rana uciekać z hotelu czy innego miejsca, to lubię być spakowany. Czasem lubię się pakować, a czasem nie i nie wiem od czego to zależy. Droga przez mękę.

Tego dnia jak już pisałem mieliśmy nocleg na lotnisku w Abu Dhabi tak więc dojście z hotelu na miejsce odprawy było szybkie i przyjemne. Po chwili już czekaliśmy na nasz samolot przy samej bramce zwanej “gate”, brama do innego świata. Nasz samolot po chwili się zjawił i razem z ludnością załadowaliśmy się do środka. Myślę, że samolot był obłożony w połowie (w drodze powrotnej prawie 100%). Oczywiście mowa o samolocie linii Wizzair i trasie Abu Dhabi – Samarkanda. Wschód słońca był gdzieś nad Dubajem, ale ciężko było to fotografować bo słońce oślepiało, a szyba w samolocie nie jest przyjacielsko nastawiona do osób fotografujących, chociaż zdarzają się wyjątki. Samolot miał ciekawą trasę. Z Zatoki Perskiej wlecieliśmy w przestrzeń powietrzną Iranu, a potem Turkmenistanu (top 5 na mojej liście) by na samej długiej ścieżce podejścia być już w Uzbekistanie. Każdy z nas miał dla siebie po trzy miejsca więc postanowiłem nadrobić sen i położyłem się jak Pan. Potem zaczęły się turbulencje, które trwały prawie do końca. I tu muszę powiedzieć, że serio bardzo trzęsło, ale przyznam że chyba tego potrzebowałem by poukładać sobie w głowie moje podejście do turbulencji. Niestety od pewnego lotu zburzyło mi się coś w głowie, ale chyba to odbudowałem, a jeszcze jak w zeszłym roku zacząłem latać z bratem małym samolotem to już jest w ogóle fajnie. W każdym razie nie mogłem spać. Leżąc wyobrażałem sobie, że leżę we wschodnim pociągu. Tam zawsze trzęsie, tak miło, tak dobrze się wtedy śpi. Uwielbiam to więc moje serce się radowało, że podczas naszej podróży będzie taki etap podróży pociągiem.

Samolot wylądował po 9 rano na lotnisku w Samarkandzie. To już plus trzy godziny do czasu w Polsce. Z okna było widać samolot niejakiego Ławrowa który ze swojej Rosji przyleciał na jakąś konferencję do Uzbekistanu. Kolejna pieczątka w paszporcie i staliśmy na otwartym terenie Uzbekistanu. Ponieważ mieliśmy tylko bagaże podręczne to dzięki temu zaoszczędziliśmy dużo czasu bo nie musieliśmy czekać na odbiór bagaży z taśm. Natychmiast zostaliśmy osaczeni przez taksidrajwerów, ale nasz kierownik podróży Grzesiek, zamówił nam wcześniej VIP transport dalej. Czekał na nas kierowca, który dopiero co odebrał auto z salonu, nawet folia była na siedzeniach, jego, ale zawsze. I tak ruszyliśmy na wschód. Po godzinie jazdy dotarliśmy do Jartepy, czyli punktu granicznego między Uzbekistanem, a Tadżykistanem. Zresztą granica między tymi państwami jest otwarta jakoś od pięciu lat. Konflikty sąsiedzkie zrobiły swoje.

Granicę przeszliśmy pieszo. Dziesięć razy pokazywać paszport, dwie nowe pieczątki i znaleźliśmy się po drugiej stronie. Pierwszy raz w Tadżykistanie! Przy wyjściu ze strefy celnej już na teren otwarty była taka bramka. Taka jak na lotniskach, ale bardziej ordynarna. Przemknąłem przez nią z Szymonem i zaczęła wyć! Metal, ona nie od tego. Przybiegł główny wojskowy, trudno powiedzieć czym on dokładnie się tam zajmował. Nakazał przechodzić przez bramkę i tak doszedł do wniosku, że źródłem promieniowania(!) jest analogowy aparat Szymona. Negocjacje trwały długo bo wojskowy oznajmił, że na terytorium Tadżykistanu napromieniowany aparat nie może wjechać. W głowie zastanawiałem się jak go odzyskamy z tej granicy, bo przecież jechać dalej musimy. Okazało się, że winowajcą był obiektyw który miał jakieś powłoki na szkłach z izotopami. Po tym jak wojskowy poznał nasz plan na bardzo krótki pobyt w jego kraju, zadzwonił tu i tam, a potem powiedział: turysty! I wpuścił nas do kraju, a raczej nie nas, a aparat Szymona. Kamień z serca.

I tu ciekawostka. Kiedy byliśmy w trójkę w Uzbekistanie (w 2021 roku) to na lotnisku inny aparat analogowy Szymona został zatrzymany bo celnicy dochodzili ile lat ma ten aparat. W Uzbekistanie jak coś jest starsze jak 40 lat (chyba, nie pamiętam dokładnie jaki to musi minąć czas) to już traktowane jest jako obiekt zabytkowy, co łączy się z całym zamieszaniem. Wtedy zbiegli się chyba wszyscy, ale puścili. Zjadło to nam sporo czasu. Tak samo jak mi na lotnisku w Samarkandzie bo po wykupieniu kart SIM uzbeckiego operatora mój telefon okazał się zablokowany. Jak? Telefony chłopaków były nowe, więc nie były w Uzbekistanie, a mój stary ajfon był, a że nie zarejestrowałem numeru IMEI to nie działała sieć. Ile to nerwów mnie kosztowało, ale w końcu gość na lotnisku pomógł, a w maszynie zapłaciłem jakieś 20-30 zł. Więc jak planujecie wrócić do Uzbekistanu ze swoim telefonem to zarejestrujcie go na uzbimei.uz tak Wam radzę. Tak było w drodze powrotnej.

Będąc w USA wcześniej wykupiłem sobie przez aplikację airalo, eSIM tak by po wylądowaniu mieć od razu sieć. I za jakieś grosze wykupiłem eSIM na teren Tadżykistanu, ale z żalem muszę powiedzieć, że sieć działała, ale nie miałem dostępu do Internetu. I muszę przyznać, że taki brak dostępu do Internetu ma swoje plusy. Minus to wiadomo, brak kontaktu z bliskimi, ale jeśli człowiek wie, że nic mu nie będzie przychodzić to może skupić się na innych rzeczach.

Fot. Szymon Ślipko

Po drugiej stronie granicy czekał na nas cały busik tylko dla nas i ruszyliśmy przez wysokie góry do Duszanbe. Ta podróż była jednym słowem niesamowita. Serio! Tak w dużym skrócie.

Na początku krajobraz się powoli rozkręcał. Łąki, a w tle góry. Trochę na pogranicze kirgizko-kazachskie jakie miałem okazję widzieć kilka lat wcześniej przez okno naszego samochodu. Z ciekawości zacząłem odpalać GPSa w telefonie, który jest jaki jest, ale co chwilę wysokość rosła i samochód wjechał na 2700 metrów. Wysoko! Chyba nigdy tak wysoko nie byłem. 2400 to był mój rekord w Gruzji i właśnie w Kirgistanie.

Gdzieś na trasie jechaliśmy przez długi tunel w górze, nazywają go tu tunelem śmierci. Przed wyjazdem jakoś może miesiąc, oglądałem taki program Galileo o różnych ciekawostkach ze świata. I część programu była poświęcona tunelom drogowym. Niemiecki program to i o tunelu niemieckim było. Dużo ciekawostek o systemach związanych z bezpieczeństwem. Zresztą na Ursynowie w Warszawie jest taki długi tunel i jest nafaszerowany techniką. I dobrze.

W maju 2022 roku razem z Dawidem i Szymonem byliśmy w Armenii na fotowypadzie. Tam wypożyczyliśmy samochód i większość trasy byłem kierowcą co oczywiście było trochę przejebane, ale dałem radę. I tam jadąc przez wyższe rejony Armenii jechaliśmy przez góry. I były tunele. Wyobraźcie sobie, że jedziecie w słoneczny dzień, macie okulary przeciwsłoneczne, a potem wyjeżdżacie do tunelu, wąskiego i oświetlonego ledami do szafek kuchennych. Do tego wyobraźcie sobie jak jeżdżą Ormianie. Mix wybuchowy. Nic nie widać, więc ten tunel śmierci jak go nazywają w Tadżykistanie był podobny, a do tego nasz kierowca w tym tunelu jeszcze wyprzedzał. Zapnij pas i pochyl głowę.

W drodze nasz kierowca zatrzymał się i podziwialiśmy zapierające dech w piersiach widoki. I tam Szymon zrobił mi tym swoim uranowym aparatem portret. Wyglądam na nim jak jakiś podróżnik-fotograf w Nepalu. Fajnie o to chodziło, będzie co wspominać.

Im bliżej Duszanbe tym podróż trwała i dłużej i dłużej. Nie mieliśmy zasięgu, ale co też polecam to warto przed wyjazdem ściągnąć sobie mapy googla offline, dzięki temu bez dostępu do sieci, mając włączony GPS będziecie wiedzieć gdzie się znajdujecie. Tak więc trasa Samarkanda – Duszanbe to trasa warta przeżycia. Przez okno zaczęły majaczyć dziesiątki portretów Prezydenta Tadżykistanu, który jest tam obiektem kultu, ale o tym w następnym wpisie o samym Duszanbe. Wjechaliśmy do miasta i kierowca zawiózł nas do hotelu. O nim też napiszę więcej. Ponieważ i w Tadżykistanie ramadan miał się dobrze to ruszyliśmy szukać czegoś do zjedzenia i finalnie się udało. Wszak nasz kierownik miał nieodpartą pokusę napić się zimnego jasnego pełnego to jakoś tak się stało, że trafiliśmy do jakiejś speluny, gdzie waliło fajkami, a podłoga się aż kleiła. I tak obserwowałem ludzi tego pierwszego wieczora w nowym miejscu. Za nami siedziała kobieta, rysy bardziej rosyjskie jak lokalne, była pijana, była totalnie uzależniona od alkoholu. Jak to twarz o człowieku mówi najwięcej.

Wróciliśmy do hotelu i tak skończył się dzień kiedy to zaliczyłem trzy kraje. Zjednoczone Emiraty Arabskie, Uzbekistan i Tadżykistan…i właśnie takie rzeczy robią na mnie duże wrażenie, a nie to kto jaki ma samochód, jak wielkie mieszkanie i ile ma kasy. Od zawsze.


Czy do Uzbekistanu i Tadżykistanu potrzebne są wizy?
Nie.

Czy trzeba mieć ubezpieczenie na podróż?
Tak. Zawsze!

Czy lepiej mieć Euro czy Dolary na pobyt w tych krajach?
Ja zawsze mam Dolary do tego jeśli to możliwe warto mieć kartę na która robimy przedpłatę, ja używam od kilku lat Revoluta. Dolary i to co jest bardzo ważne, dolary muszą być w miarę nowe i w dobry stanie. Nie mogą być pomazane, a to co najważniejsze warto mieć takie min. od drugiej połowy początku wieku czyli np. od 2007 roku. Jeśli macie stare i brudne nie wymienią ich Wam w kantorach czy bankach.

Czy można dogadać się po angielsku?
Można…ale nie liczyłbym na to, że się da tak dogadać. W lepszych knajpach czy na lotnisku pewnie tak, ale podstawą jest język rosyjski. Dzięki niemu jesteśmy w stanie (chociaż podstawy) dogadać się wszędzie na wschodzie.

Czy jest bezpiecznie?
Tak. Pod warunkiem, że przestrzega się podstawowych zasad podróżowania i zachowania bardzo ograniczonego zaufania do ludzi.


Abu Dhabi – Wielki Meczet Szejka Zajida

Będąc w Abu Dhabi warto wybrać się do Wielkiego Meczetu Szejka Zajida we wschodniej części miasta. Dlaczego?

Chociaż nie jestem miłośnikiem zwiedzania obiektów sakralnych w Polsce, ale już gdzieś za naszą granicą, a w szczególności jeśli jest to inna religia jak ta dominująca w Polsce to oczywiście lubię rzucić okiem. Z czystej ciekawości bez żadnej fascynacji jakąkolwiek religią. Do Wielkiego Meczetu Szejka Zajida można dostać się komunikacją miejską. Do Wielkiego Meczetu Szejka Zajida wchodzi się za darmo. Przybywamy na miejsce, rejestrujemy się w ich systemie, wybieramy godzinę, przechodzimy kontrolę jak na lotnisku i suniemy w podziemiach do meczetu. Zresztą oni dobry biznes z tego zrobili bo całe podziemia wypełnione są sklepami i knajpami, a w chłodnym to miło posiedzieć.

Jak mówi moje ulubiona encyklopedia Wikipedia: Wielki Meczet Szejka Zajida (arab. جامع الشيخ زايد الكبير) – meczet w Abu Zabi, stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jeden z największych na świecie.  Inicjatorem budowy meczetu był pierwszy prezydent ZEA, szejk Zajid ibn Sultan Al Nahajjan. Został wybudowany w centrum miasta pomiędzy mostem Musaffah a mostem Al-Makta. Jego budowa trwała prawie dwanaście lat (1996-2007) i kosztowała ok. 205 milionów funtów. Przy budowie było zatrudnionych 3,5 tys. pracowników. Kompleks zajmuje powierzchnię 22 412 m2, jego dziedziniec posiada 1048 kolumn, ma osiemdziesiąt dwie kopuły, a kopuła główna jest największą kopułą na świecie – ma 85 m wysokości i średnicę 32,8 m. W meczecie może przebywać 42 tys. wyznawców, a główna sala modlitewna może pomieścić 7126 osób.

Przyznam się, że miejsce to zrobiło na mnie spore wrażenie. Przepiękne słońce, biel, błękit, złoto. To pięknie wygląda w obrazku, dlatego też spędziliśmy tam trochę czau by nacieszyć oczy i pofotografować. Myślę, że fotografie same mówią za siebie. I jeśli będziecie tranzytem przez to miasto to bardzo Wam polecam tam podjechać.

Wróciliśmy zadowoleni i następnego dnia ruszyliśmy dalej.

Kierunek Abu Dhabi, czyli początkowa stacja naszej podróży

Kilka miesięcy temu planowaliśmy z chłopakami kolejną podróż gdzieś dalej. Ustaliliśmy, że naszym krajem docelowym będzie Uzbekistan w którym byliśmy w 2021 roku. Wtedy to był środek pandemii, wiele kierunków było zamkniętych, wiele z nich dostępnych ale formalności i ceny biletów były odrzucające. Wybór padł wtedy właśnie na Uzbekistan i była to świetna decyzja. W tym roku wiedząc, że chcemy ponownie dostać się do Azji Centralnej. Wybór padł na Wizzair, tak dokładnie ta tania “węgierka” linia lotnicza, która ku naszej radości otworzyła swoje podboje na to co dzieje się w innych kierunkach jak przewidywalny Rzym czy Barcelona. Wizzariem można dostać się do Uzbekistanu! Dzięki temu jeśli tylko wyszuka się odpowiedni lot można dobrze zaoszczędzić. Czyli zoptymalizować koszta podróży, a to rzecz która jest bardzo ważna.

Plan podróży

I tak właśnie by dostać się do Uzbekistanu, polecieliśmy do stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich by tam spędzić dwie noce i ruszyć do Samarkandy. Normalnie ZEA (UAE) w tym właśnie Abu Dhabi (Zabi) czy Dubaj nigdy nie były na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Oczywiście każde miejsce ma coś do zaoferowania, ale biorąc pod uwagę czas i możliwości ZEA nie było moim priorytetem. Ponieważ ZEA zrobiła sobie bazę dla Wizza i ma tam swoją córkę-spółkę to dzięki temu właśnie przez bliski wschód można dostać się dalej. Czy warto? Oczywiście. Nasz plan na wyjazd był następujący, ale na mapce zawsze wygląda to fajniej:

A-B Katowice – Abu Dhabi (samolot)
B-C-D Abu Dhabi – Samarkanda -/przejście na nogach granicy UZB-TADŻ) – Duszanbe
D-E-F Duszanbe – Taszkient – Chiwa (samolot + pociąg)
F-G Chiwa – Buchara (pociąg)
G-C Buchara – Samarkanda (pociąg)
C-B Samarkanda – Abu Dhabi (samolot)
B-A Abu Dhabi – Katowice (samolot)

Lot z Polski do Emiratów

Lot do Abu Dhabi z Katowic trwał blisko 6 godzin. Już dzień wcześniej z Dawidem zjawiliśmy się pod lotniskiem i tam też obok znaleźliśmy jakiś “hotelik”. Nudna to była podróż, ale to zawsze dobry moment by nadrobić filmy. Po wylądowaniu mieliśmy nocleg od razu na lotnisku, ponieważ samolot do Samarkandy w Uzbekistanie był nad ranem, a lepiej dłużej spać jak krótko i walczyć z transportem. Więc po wylądowaniu nie było okazji nawet wyjść na zewnątrz.

Żeby polecieć do Zjednoczonych Emiratów Arabskich potrzebujemy jedynie ważny paszport, a także czego nie sprawdzają, a zawsze trzeba mieć to ubezpieczenie podróżnicze. Ja ostatnio wykupuję, bo miałem dobre wspomnienia z ich pomocy z Chinach – Ergo Hestia. Nawet na krótkie wyjazdy weekendowe poza Polskę warto wykupić. Warto też mieć kartę EKUZ, ważną tylko w UE. Wyrobienie jej jest za darmo z NFZ i można to zrobić on-line.

Jak się spakowałem na 14 dniowy wyjazd?

Ponieważ to w co możemy się spakować określa środek transportu, dlatego też zdecydowaliśmy się na wykupienie WIZZ Priority, który pozwala na zabranie na pokład samolotu dwóch plecaków. Małego i dużego. Jako mały od jakiegoś czasu używam CabinZero Military 28 L oraz plecaka z Decathlonu. Jeden spełnia wymogi plecaka podręcznego (tego co pod siedzenie można schować), a drugi plecak spełnia warunki walizki na kółkach. Jednak nikt tego i tak nie sprawdzał, ale ja czyste sumienie zawsze mam w tej kwestii.

Do pakowania się używam organizerów. Takich z siatką na suwak, które po spakowaniu się i kompresji rzeczy, wyglądają jak prostokątne klocki. Takich do plecaka mogłem włożyć 5 sztuk, dzięki temu spakowałem się na cały wyjazd, ale zawsze dodatkowo mam zawsze o jeden zestaw dniowy więcej bo nie wiadomo co się wydarzy. Albo się podbrudzimy albo nasz samolot nie przyleci, a jednak fajniej mieć czyste gacie na sobie.

Do tego moje ubrania były tak dopasowane by być gotowym na temperatury od 5 do 35 stopni. Jeśli lecimy gdzie jest zawsze ciepło to wiadomo, że nie musimy brać tak wielu rzeczy. Dla przykładu Grzesiek spakował się w mały plecak na cały wyjazd (i nie stosował taktyki przekładki gaci, czyli jedne gacie na 2-4 dni), Szymon miał tylko ten większy, a ja i Dawid wykorzystaliśmy w pełni przysługujące nam bagaże w podróży. Mogłem z 2-3 rzeczy zrezygnować z zabrania, ale zawsze wychodzę z założenia, że mniej znaczy więcej, ale podczas tak długiej podróży, warto mieć drugą parę spodni lub dresy. Nawet miałem krótkie!

Do tego moja ulubiona saszeta w kolorze pustynnej wyprawy w której mam dokumenty i kasę. Podczas spaceru miałem je w plecaku, którego suwak jest tak umieszczony, że raczej nikt nie będzie w stanie go rozsunąć.

Zmodyfikowałem lekko plecak podręczny by umieścić na niej dwie flagi. Polską oraz ten rzep który towarzyszmy mi od pierwszych dni wojny. Polska i Ukraina. Szczególnie zależało mi by moje utożsamienie było widoczne, w miejscach gdzie dużo ruskich, którzy uciekli przed mobilizacją, albo przeżywają turystyczne uniesienia i np. rysują “Z” na plażach.

Gorące Abu Dhabi

Następnego dnia złapaliśmy autobus z lotniska i ruszyliśmy na śniadanie. Transport publiczny jest tani, a koszt dojazdu z lotniska do centrum to około 6-7 zł. Do używania transportu trzeba wykupić kartę, można ją upić na lotnisku. Karta nazywa się Halifat i można ją doładowywać. Po wejściu do autobusu przykładami ją do czytnika przy kierowcy.

Jedzie się długo, ale jedzie. Nikt nie narzekał. Po wyjściu z lotniska prawie w samo południe uderzyła w nas ściana gorąca. Ten gorąc będzie przewijał się przez każdą minutę pobytu w Abu Dhabi. Bardzo istotną rzeczą jeśli wybieracie się w gorące miejsca jest to by mieć w plecaku jakąś koszulę i coś pod gardło. Na zewnątrz +35/40 st. C, a w autobusie czy knajpie +18/20. Ten skok temperaturowy może odbić się na waszym zdrowiu. Ja lubię jak jest ciepło, doceniam to, ale mój organizm nie przepada za wysokimi temperaturami. Po pierwsze mój mózg działa gorzej, wydajność myślenia spada, po drugie odbija się to na całości.

Kiedy przylecieliśmy na miejsce trwał ramadan. Religijne święto wszystkich muzułmanów. Dużo miejsc usługowych zamkniętych, na ulicach jak by ludzi mniej, pić wody publicznie i jeść nie wypada. I tak dalej. Generalnie polecam Wam film Dawida z tej pierwszej części naszego pobytu na YouTube EMIRATY ARABSKIE na początek wyprawy! / #1

To co rzuciło mi się w oczy to jacy ludzie tam są. Poczułem się jak w Indiach, chociaż nigdy tam nie byłem. Wieczorami szczególnie to było widać jak ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz, nie dziwię się że po zmroku bo wtedy temperatura była znośniejsza, chociaż przez dużą wilgotność to sami wiecie, że nie są to komfortowe warunki na długie, romantyczne spacery po…no właśnie. Nie wiem, może w Dubaju jest więcej rzeczy do oglądania, więc Abu Dhabi to stolica, którą wypełnia tania siła robocza. Tam gdzie mieliśmy hotel podczas powrotu do Polski to ten obraz mnie jakoś przygnębił. Smutny los masy robotniczej. Rzuconej daleko od domu, pracującej na swoje i rodziny życie. Człowiek pracuje by żyć.

Wieczorem udaliśmy się do Wielkiego Meczetu Szejka Zajida we wschodniej części miasta, ale temu miejscu poświęcę oddzielny wpis.

Noc była krótka, a następnego dnia wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy do Uzbekistanu. Przez okno podziwiałem wschód słońca gdzieś na wysokości Dubaju, a na dole startował A380, największy samolot pasażerski świata.