Typowa nazwa ulic dla małego miasteczka. Lenina. Marksa. Dzierżyńskiego i tak dalej i tak dalej.
Murmańsk. Przy prospekcie Lenina, głównej arterii miasta znajduje się hotel Arktika. Wielki hotel, który zapewne swoje lata świetności już dawno ma za sobą. Dziś w mieście można zaobserwować mniej ludzi. Święta się skończyły. W trolejbusie były nawet wolne miejsce. Przed Arktiką wielka choinka, a pod nią lodowisko.
Przed moim obiektywem popisuje się trójka dzieci. Alina, Katia i Bogdan. Ich plecaki leża na lodzie, a oni w pełni zabawy starają się mnie zaczepić.
– Co robisz? – zapytała Katia o ciemnych włosach i oczach.
– Robię zdjęcia – odpowiedziałem.
– Fotograf! – dodała Alina, która z wielką radością pokazała na sobie jaką mam brodę.
Dzieci pytały skąd jestem, czy w Polsce jest zimno i jaka walutą płacę w kraju. Obiecałem im, że jak tylko wyślą mi swój namiar na mojego maila to będą mieli wspólne zdjęcia. Jeszcze z oddali kiedy szukałem poczty, trójka dzieci do mnie machała. Po prawej stronie mijałem kolejny pomnik z twarzą Lenina. Potem widziałem ich jeszcze cztery.
Jutro kończy się noc polarna, a mimo że światło nadal będzie podobnie ja już nie mam czego tu szukać. Bilety kupione i jutro czeka mnie 1439 km w pociągu. To czas bym nadrobił wszystkie moje zaległości w czytaniu.
Czy łatwiej jest tam fotografować na ulicy? W sensie ludzie są mniej foto-uczuleni? :)
Trzeba po prostu być odważnym. Tyle.
Spakowany bałwan na kółkach i zaczepiające dzieciaki :)
Pozdrawiam z Warszawy.