Początek maja 2011 roku. Siedzieliśmy z Mateuszem w jednym z nowych pokoi na dworcu kolejowym o pięknej nazwie Port Bajkał. W telewizji informowano o śmierci Bin Ladena. Chyba rok później, fotografowałem dowódcę Williama McRavena w Warszawie, który dowodził Navy SEALs Team Six (ST6), którzy to właśnie zabili Bin Ladena. Tak zakończył się ten dzień kiedy podróżowaliśmy odcinkiem magicznym. Dokładnie to koleją krugobajkalską. Nie pamiętam jaki to był odcinek, ale obstawiam, że około 60 kilometrów ze Sludianki własne do Portu Bajkał. Jechaliśmy około 6 czy może 7 godzin. Piękne miejsce do fotografowania.
I odgrzewam takie kotlety bo nigdzie podróżować się nie da. Smutne i przytłaczające.
Jestem marzycielem, fotografem-marzycielem. W głowie odbywam wiele podróży, tych realnych i tych mniej. Latam w kosmos, gram w filmach i piszę fajne książki. To wszystko jest w głowie. Mojej głowie. Jednak bez rzeczywistego przeżywania miejsc i chwil nie ma marzeń. Nie ma fundamentów do ich tworzenia i realizacji. Dużo mam snów, sny wypełniają moją głowę każdej nocy.
W takie dni jak teraz odbywam podróże do miejsc w których byłem, do chwil które przeżyłem. To dzięki fotografii. Lubię to robić bo dzięki temu pielęgnuję wspomnienia, a z drugiej strony ciągle dorzucam do pieca mojej fascynacji tym co za wschodnią granicą. I chociaż nie jestem żadnym pisarzem, reporterem czy nawet dobrym fotografem to jednak od wielu wielu lat jest to moją wewnętrzną misją, pielgrzymką, wschód jest moim „Camino de Santiago”.
Na fotografii Władywostok. Cel moich marzeń ze szkolnej ławki. Zdobyty w marcu 2011 roku.
Przyznam się, że dawno nie opowiadałem o moich małych podróżach za naszą wschodnią granicę. Nie liczę tu bliskich i znajomych, bo pewnie ich to już nudzi, ale nie mam o to pretensji bo ile można. Śmieje się oczywiście. Opowieści są zawsze fajne.
Marta Woźniak z Halo Radio od dawna zapraszała mnie na rozmowę, ale ostatni czas był dla mnie mocno pracujący, a jak już miałem wolne to nie było mnie w Warszawie. Na szczęście się udało! Całą naszą prawie godzinną rozmowę znajdziecie już w formie podacstu.
Przed rozmową z Martą, musiałem się przygotować. To był dobry moment by na białej kartce przywołać wiele wspomnień. Fajnych, mniej fajnych, śmiesznych i poważnych. Przez 17 lat udało się tego nazbierać na tyle by coś o tym opowiedzieć. Mam nadzieję, że nigdy mi się to nie znudzi.
Przy okazji odkopałem pewną płytę, która dawno temu była mocno katowana w mojej Skodzie Fabii z napędem LPG w której uczyłem się jeździć. Do dziś mam dreszcze jak myślę o tym aucie. Tak mnie wkurwiało. W każdym razie mowa o płycie „Czarnobylski Wiatr” (Чарнобыльскі вецер), która ma kawał dobrej muzyki po białorusku. Chociaż tak pełnej smutku. Miałem nawet okazję widzieć na żywo dwóch twórców.
To miłe wrócić do tych utworów bo przypomina mi się klimat tamtego czasu, gdzie wschód traktowałem troszeczkę inaczej niż dziś.