Popołudniu na jednej z ulic miasteczka.
Miesiąc: wrzesień 2012
Terespol’92
Wydaje się, że te miejsca nic wam nie mówią.
Zniszczona ławka, betonowy stół, bałagan. Nikt o to nie dba, niepotrzebne, dziadostwo.
Zabite dechami drzwi opuszczonego domu przy ulicy, takiej jak inne wszystkie.
Róg dwóch ulic, płotek, zaniedbana flora, zniszczona siatka.
Chodnik, miejsce na sprzedaż, trawa zapuszczona do granic zdrowego rozsądku.
Okno, wyryte napisy na ścianie, bałagan.
Miejsca zupełnie podobne do niczego, do wszystkiego. Takich miejsc jest miliony w Polsce. To zupełnie zrozumiałe. Jest tylko jedna znacząca różnica, która tak wiele znaczy w odbieraniu przez nas miejsc czy obrazów. Wspomnienia.
Podczas tych kilku dni w Terespolu, w małym klimatycznym miasteczku przy samej granicy z Białorusią, postanowiłem wybrać się w sentymentalną wycieczkę do 1992 roku. To równo dwadzieścia lat. Podczas tego spaceru starałem się spojrzeć na miejsca (małe i duże) w sposób dosyć banalny. Co się zmieniło?
Nie zamierzam opisywać każdego miejsca zapisanego na fotografiach bo dla was jest to mało ciekawe, ale widzę po sobie jak ważna jest pielęgnacja wspomnień. Głupi krawężnik, płotek, domek i napis. Nie potrafię przełożyć tego na żadną znaną mi fizyczną wartość.
Jednakże trochę zawsze żal jak stary miejski park zmienia się w miejsce dobre do odpoczynku z latanią która świeci. Tamten park bez ławek, z uszkodzoną latarnią, publicznym szaletem i pijaczkami, odszedł. Pozostał tylko w głowie. Fotografii brak.
Pierożki
Wczoraj byłem w Łodzi. Pierożki w filmówce. Zaliczenie. Koledzy. Wieczorem mecz Legii . Dzisiaj stałem przez bramą wielkiego kompleksu w którym za chwile miała imprezować Aleksandra Kwaśniewska z jej nowym mężem, którego nie znam, ale lubię. W samochodach pochowani tandetni paparazzo, ulewa i miejscowa ludność, która też chciała coś uszczypnąć z tego jak by się wydawało, lepszego życia. 40 kilometrów pod Warszawą. Mimo tego zimnego deszczu, tej złej jesieni i bolącej głowy aparat leżał na siedzeniu, wycieraczki pracowały jak oszalałe, a woda spod opon waliła gdzieś w ciemne pobocze.
Ostatnio robię dla siebie więcej zdjęć telefonem niż aparatem. Strasznie mi się to podoba.