Siedziałem dziś na jakimiś fotografiami, a za plecami dziwny dźwięk. To setki ptaków które lecą tam gdzie cieplej i lepiej. Chwyciłem aparat i zacząłem je fotografować. Leciały dosyć szybko, coś krzycząc. Za budynków pojawiał się księżyc w pełni. Zrobiło się tak romantycznie.
Chwilę przed południem kawa gdzieś na Żoliborzu z Olafem. Siedzieliśmy nad wydrukowaną mapą i rozmyślaliśmy jak to ugryźć. Długopis, kartka.
Trzy długie dni w Łodzi.
To jedno z uczuć, dosyć miłych, ale też i ciężkich. Kiedy jedzie się gdzieś na trzy dni, a czuje jak by się tam było z pięć. Taka była Łódź. Smutno jesienna, która zamieniła się w smutno zimową z miłym akcentem na deszcz i namiastkę mrozu.
Lubię Łódź. Za dziwnie uczucia. Samotności i jej braku. Brzydkich kamienic i pięknych kamienic. Znajomych ulic i nieznajomych ludzi. Za autobus linii 54 w którym za każdym razem śmierdzi i ktoś pije alkohol.
Najważniejsze, że udało się zaliczyć trzy egzaminy i jestem na 5-tym roku. Ostatnim. To na 30-ste urodziny chcę mieć prezent, że ją ukończę w terminie. Ciesze się.