Strona główna » Tbilisi. Przekraczając Verę

Tbilisi. Przekraczając Verę

Gruzja_2016_Danieluk_048
Gruzja_2016_Danieluk_049
Gruzja_2016_Danieluk_050
Gruzja_2016_Danieluk_051
Gruzja_2016_Danieluk_052
Gruzja_2016_Danieluk_053
Gruzja_2016_Danieluk_054
Gruzja_2016_Danieluk_055
Gruzja_2016_Danieluk_056
Gruzja_2016_Danieluk_057
Gruzja_2016_Danieluk_058
Gruzja_2016_Danieluk_059
Gruzja_2016_Danieluk_060
Gruzja_2016_Danieluk_061
Gruzja_2016_Danieluk_062
Gruzja_2016_Danieluk_063
Gruzja_2016_Danieluk_064
Gruzja_2016_Danieluk_065
Gruzja_2016_Danieluk_066
Gruzja_2016_Danieluk_067
Gruzja_2016_Danieluk_068
Gruzja_2016_Danieluk_069

Odpalam najnowszą płytę Daniela Spaleniaka. Tak się lepiej pisze, tak się lepiej widzi świat który przemyka w oknie autobusu, odbija się w szybkie pędzącego wagonu metra. Jego pierwszy album towarzyszył mi podczas długiej podróży po Chinach w zeszłym roku. Muzyka jest ważna bo pomaga zapisać wszystko to co ważne, co będzie ważne i co wydaje nam się mało ważne.

Wygodne łóżko w mieszkaniu Pani Tamriko. Na stole w klimatycznej kuchni leżał mój stary laptop, którego miałem ochotę już kiedyś wyrzucić przez okno, ale okazało się, że przeżywa swoją drugą młodość. Na próżno bawić w nim godziny w Internecie bo jedyne do czego się nadaje to zgrywanie zdjęć. Ciężki, ale mały. Przez całą podróż miałem wrażenie, że jest cegłą. Od dłuższego czasu wyznaję zasadę, że podróżować trzeba z jak najmniejszą liczbą rzeczy. Tego się człowiek uczy. Pięć lat temu kiedy odbyłem pierwszą daleką podróż byłem spakowany tragicznie. Nie warto jednak o tym pisać.

Wyruszyliśmy na miasto. Naszym celem był budynek o którym napisałem krótki wpis Być mieszkańcem bloku na Nutsubidze 1, ponieważ był to szalenie ciepły dzień w jednym ze sklepów kupiłem wodę. Jej źródło jest niedaleko narodowej wody Borjomi. Jeśli ktoś pił Borjomi to wie o co chodzi. Ową wodę się kocha lub…nienawidzi. Ja tego smaku nie lubię, próbowałem się w nim rozkochać, ale niestety żadne podejście nie zakończyło się sukcesem. Woda Borjomi to wszak lecznicza sprawa, a i na kaca podobno lekarstwo w Gruzji numer jeden, ale dla mnie to jak gdyby napić się wody z Morza Bałtyckiego. Kiedy był dzień taki jak wtedy, gorący, duszny to człowiek jedyne na co miał ochotę to zaciągnąć się zimną wodą do dna. W moim przypadku kolega źródlany okazał się bratem Borjomi. Na początku słona woda, a im dalej tym słonej wody nie idzie niczym przepić. Ma to swój urok, regionalna ciekawostka. Wszak człowiek zapachami, smakiem i muzyką, wraca i wspomina.

Zbliżyliśmy się do Very. Małej rzeki gdzieś na dole wąwozu. Nad nią wielki pusty most. Cała okolica budynku Uniwersytetu pozwoliła mi przenieść się w realia gry The Last Of Us. Zabrakło tylko zombie i studentów. Wszystko jak by opuszczone, martwe, zapomniane. Gdzieś jednak w budynku paliło się światło. Mostem z ciekawym widokiem dotarliśmy do przystanku autobusowego. Byliśmy wtedy bez lokalnej karty sim, więc wszystko trzeba było robić na tzw. rympał. Wsiedliśmy w pierwszy lepszy autobus (niestety autobusy mają kierunki, ulice, opisane po gruzińsku) i pojechaliśmy na Stare Miasto (potoczna nazwa starego Tbilisi).

Na koniec dnia udało nam się wjechać kolejką (taką jak na Gubałówce) na górę i podziwiać skąpane w słońcu miasto. Zawsze gdy widzę jakieś miasta z góry, zamieram i ładuję umysł wspaniałymi krajobrazami, a Tbilisi…ma się czym pochwalić. To rozległe miasto otoczone wzgórzami, a w tle wydaje się górami wysokimi.

W drodze do mieszkania Pani Tamriko wchodzimy do jednego z małych sklepów na ulicy Taszkienckiej kupiliśmy wielką lemoniadę o smaku cytrynowym. Tbilisi szło powoli spać, ciężkie nogi odpowiedziały na kilka prostych pytań o ilości kroków i kilometrów, które zrobiliśmy. Czekały nas jeszcze dwie noce w stolicy Gruzji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *