Strona główna » Fotografia » Strona 2

Tag: Fotografia

Porto /2/


Dobra rada przed podróżą do Portugalii i jej dwóch najbardziej znanych miejsc. Warto popracować nad dobrą formą i warto zadbać o dobre, wygodne, sprawdzone buty. Jeśli wydaje Wam się, że chodzenie po kawę do biurowego ekspresu to budowanie formy, jesteście w błędzie. Przyznam się bez bicia, że kiedy zaczyna się zima to mój spadek jest widoczny. To zwyczajnie przez to, że w moim życiu pojawia się trochę więcej wolnego czasu, chociaż ta zima jest wyjątkowo mocno zabiegana, a wolny czas spędzam przy komputerze. Większość pracy każdego fotografa to komputer. W mojej pracowni mam świetne krzesło, które dba o moją wygodę i zdrowie, więc jeśli pracujecie dużo to warto wydać więcej jak 1000zł na siedzisko. No dobra, co by nie zalewać Was rzeczami o których dużo wiecie, wracamy do Porto, wygodnych butów i siłą w nogach.

Ten dzień był bardzo aktywny, ogromna siła i chęć poznania miasta, zaprowadziła nas na sam szczyt wieży kościoła Igreja e Torre dos Clérigos. Warto tam wejść (bilet wstępu to 4€) i zobaczyć całe miasto z góry. Widok robi wrażenie, a wyobraźnia pracuje. Jeśli macie klaustrofobię, to pewne odcinki mogą być problematyczne, szczególnie przez wąskie schodki. Cel uświęca środki, jak zawsze, a dzięki temu możecie zobaczyć jakie elementy miejskiego krajobrazu będą waszym następnym krokiem. Warto dostać się nad brzeg rzeki Duero przez ciekawą dzielnicę Riberia, którą też warto zobaczyć z przeciwległego brzegu. Tu można dostać się wspomnianym mostem Ludwika I, który podczas naszej podróży był punktem odniesienia i byliśmy tam codziennie.

Podczas pobytu towarzyszyła mi muzyka, oczywiście fado. Narzuciłem sobie odgórnie kilka płyt, by wczuć się w klimat wąskich uliczek, stromych podejść, zapachu wina i dźwięku tramwajowych kół na zakrętach. Szczególnie trafiła do mnie płyta Anny Marii Jopek – Sobremesa, która także towarzyszmy mi podczas wpisów z Porto.

Porto jest szalenie fotogeniczne i za to je bardzo polubiłem!

Homesick – Nabrdalik

Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Homesick - Maciek Nabrdalik
Jakiś czas temu dowiedziałem się, że Maciek zbiera fundusze na wypuszczenie (czy to dobre słowo?) własnego albumu. Temat magiczny. Zamknięta Zona Czarnobylska. Temat który jedynie powąchałem z daleka. W takim wypadku nie mogłem siedzieć bezczynnie i na tyle ile mogłem, pomogłem.

Kilka dni temu w mojej skrzynce pojawiła się czerwona, gruba koperta, a w niej album (który w sumie jest niczym zapisany fotografiami notes) oraz mapę Prypeci w języku polskim. Idealna mieszanka. Wróciły wspomnienia, obrazy błyskały jak pioruny. Przez kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy po mojej szalenie krótkiej (w porównaniu do tego co zrobił Maciek) wizycie w ZZC (Zamkniętej Zonie Czarnobylskiej), miałem mocne sny. Powracałem w nich nagminne do tych samych miejsc z których wyruszałem odkrywać Prypeć. Ta granica między światem normalnym, a skażonym była szalenie cienka. Namacalna. Brutalna. W tych sennych podróżach wracał koszmar mojej prawdziwej wizyty. Czas. Jego było zbyt mało. I te bieganie. Tak też miałem w tych snach.

Nie jestem żadnym krytykiem, kimkolwiek od drążenia fotograficznych prac, ale to w jaki sposób pokazany jest ten świat, powoduje że czysto zazdroszczę i uświadamiam sobie, że do pewnych rzeczy zwyczajnie nie dojrzałem.

www.nabrdalik.com

 

Fotografie

Krzysztof Miller Wojciech Grzędziński / Bronisław Komorowski z Mamą Krzysztof Miller

Dzisiejszy dzień był dniem wernisaży. Pierwszym był wernisaż Magdy i jej pierwsza wystawa na której pokazała swój cykl “7 a.m.”. To ważna chwila, dla tych osób które tworzą i chcą poczuć coś więcej niż Internetowy świat “lajków”, ale nie chcę o tym dziś pisać.

Obecnie w Opolu trwa 5 OFF (Opolski Festiwal Fotografii), gdzie rok temu miałem własną wystawę o nocy polarnej. W tym roku wystawy w Muzeum Śląska Opolskiego zasługują na moją uwagę. Pierwsza z nich jest o Ukrainie. To miłe dopełnienie tego co lubię. Autorem malarskiej opowieści jest Brykczyński. Czasem zwyczajnie zazdroszczę takich zdjęć. Drugą wystawą jest cykl fotografii z 5-cio letniej prezydentury Bronisława Komorowskiego, a prawie większość zdjęć należy do Wojtka Grzędzińskiego (wpis o niedawnym spotkaniu z Wojtkiem). Po spokojnym obejrzeniu całości na czele wychodzi mi jedna z fotografii Wojtka, ta na której Komorowski jest z własną Mamą. Ta fotografie mieni się ciepłem, dobrem i spokojem. W czasie kiedy z telewizorów i innych nośników informacji, bije cała krwiożercza kampania wyborcza, to zdjęcie pokazuje, że nie bacząc na poglądy polityczne, to czy kogoś lubimy czy nie, że przy Mamie wszyscy są dziećmi. Ta fotografie mnie urzeka i cieszy. Z drugiej strony patrząc na resztę fotografii i obserwacji, a w zasadzie pracy z Prezydentem, nachodzi mnie pytanie o roli fotografa, który wchodzi w pewne sfery intymnego życia, a może właśnie, dzięki temu jak widzi, tworzy taką aurę mimo, że to tylko praca? Nie wiem.

I teraz chyba najważniejsze. Wystawa z takimi top top i ta fotografia Czeczena na tle zniszczonego pałacu Dudajewa (6 maja 1995). Obrazek wojny, zniszczenia i śmierci. Fotografia bardzo dobra. Ja jednak pamiętam ją z czasów kiedy miałem swój pierwszy komputer i używając Painta wstawiłem na jego wózek głośnik. Nie będąc świadomy tego skąd to pochodzi i kto jest jej autorem. Nawet nie wiem jakim cudem miałem kilka fotografii z tego reportażu. Te kilka fotografii wryło mi się w moją pamięć jak blizna na ręku. Dopiero po latach dowiedziałem się, że była to praca Krzysztofa Millera, który z końcem lat 90-tych stał się moim fotograficznym idolem. Każdy z nas chciał fotografować wojnę jak On, a nie siedzieć na katorżniczych lekcjach matematyki. Potem jednak moja droga była inna. Kiedyś próbowałem nawet bycia fotoedytorem w Gazecie Wyborczej i doskonale pamiętam jak będąc w hallu budynku, spotkałem Millera. W moim świecie to był wyjątkowy dzień. I tak pięknego jesiennego dnia trzy lata temu okazało się, że w Łodzi w mojej grupie jest Krzysztof Miller. To było dla mnie coś niesamowitego. Byliśmy jak równy z równym na jednych zajęciach. Dziś mogłem posłuchać Millera na jego spotkaniu podczas festiwalu. Takie małe rzeczy, które budują mój świat, fotograficzny. Ta ostatnia moja fotografia to fotografia człowieka zapewne spełnionego, ale nadchodzące zmarszczki na jego twarzy, będą niczym okopy podczas tych wszystkich 60-ciu kilku konfliktów, wojen wypełnionych śmiercią, krwią i łuskami. Cena zapisanych kadrów.

I ubolewam, że ta fotografia z Czeczenem i jego wózkiem wisi koło listwy z kablami.