Organizm się przyzwyczaja do pewnego stanu, rytmu, kiedy tylko jedna z tych rzeczy zostanie gdzieś zaburzona to ciężko jest znów powrócić do jakiejś normalności. I tak poniekąd jest z sobotą, która od kwietnia kojarzy mi się z pewnym znanym mi układem zadań i rzeczy. Gdzieś w przyszłości będzie to wyglądać podobnie, ale tak daleko nie patrzę, nie zaglądam i nie planuję bo nie od dziś wiadomo, że niczego nie da się zaplanować.
Siedzę na łóżku, słucham spokojnej muzyki, na podłodze leży jeden z moich ulubionych kubków, który kupiłem sobie w Kijowie z samolotem Tu-134. Chociaż kubków w szafce mam kilka z tego smakuje najbardziej. Sam tego nie rozumiem.
Codziennie w nocy budzę się około godziny czwartej. Czwarta w nocy czy czwarta nad ranem. Leżę z ciężkim ciałem na łożku i znów zamykam oczy w poszukiwaniu utraconego snu. Dziś miałem sen i wybudzenie się było największym szczęściem. Coś powoli się układa w głowie, ale jeszcze nie czas na to by spokojnie przemyśleć sobie to gdzie i kim człowiek jest, a mowa o własnej osobie.
Pisanie o sobie jest terapią i szukaniem siły na życie.
Czekam.