
Ten dzień zaczął się tym czego gdzieś w środku się bałem, ale czekałem. Byłem spokojny, a przed oczami przeleciało mi tysiące obrazów. W wieku 87 lat odeszła moja ukochana Babcia Halina, która od blisko miesiąca była w szpitalu. Niestety przez ten czas jak gdyby Babcia była za grubą, matową szybą, to skutki udaru. Ona zwyczajnie nie zasłużyła na to. Zerkałem wtedy na ostatnią fotografię jaką zrobiłem Babci. Siedziała na swoim fotelu. Spokojna, uśmiechnięta, po prostu Ona. Gdyby nie Babcia nie byłbym w tym miejscu w którym jestem. Nie pokochał bym Podlasia, mojego Wschodu. I chociaż wiem, że skończyło się coś ważnego, dużego, bliskiego to pewnych moich magicznych miejsc nigdy nie zostawię, a tych wszystkich chwil, ot tak nie zapomnę bo zapomnieć to uśmiercić także kawałek siebie.
Dziękuję Ci Babciu!
Kiedy siedzieliśmy w autobusie do Tbilisi rozszalała się wielka burza. Patrzyłem na mokrą szybę z bliska, miałem wrażenie, że to miasto, ten kawałek życia kończy się rzęsistymi łzami, ale za tym wszystkim, za tymi wszystkimi chmurami jest przecież słońce, tak samo jak wysoko na niebie, zawsze jest jasno.
Nam w sumie było już wszystko jedno. Czy to deszcz czy przenikliwy, ciężki skwar. Wcześniej drobne zakupy w tureckim sklepie i czekało nas blisko 7, a może 8 godzin drogi w przyzwoitych warunkach. Chcieliśmy podróż odbyć pociągiem, ale dworzec kolejowy mieści się za daleko od miasta, a godzina przybycia do Tbilisi była szalenie późna. W drodze pozwoliłem sobie obejrzeć amerykański film z rosyjskim dubbingiem (lepsze to niż gruzińska mowa, która jest totalnie niezrozumiała). Gdzieś w środku trasy był przystanek. Po wyjściu z autobusu otoczyły nas bezdomne psy. Zawsze tak mnie serce boli jak na nie patrzę. Tuż obok jakaś duża knajpa, gdzie w kilka chwil coś wrzuciliśmy na język. Z chwili na chwilę, dzień ustępował nocy, a to był jasny znak, że za chwilę znajdziemy się w Tbilisi.
Autobus zatrzymał się w zachodniej części miasta. Po wyjściu zostaliśmy brutalnie otoczeni przez lokalnych kierowców, którzy w większości proponowali nam kurs do…Armenii. Chętnie bym skorzystał, ale czas nie jest z gumy i w głowie miałem myśli o powrocie do Polski i tym co mnie tam czeka. Blisko 300 metrów uciekaliśmy przed nimi. Zawsze mnie zadziwia te chore uparcie. Skoro nas coś nie interesuje to po biegu za nami nas zainteresuje? Wątpię.
Nasz nocleg znajdował się teraz w starej części miasta i swoim wyglądem przypominał koniec lat 80-tych, a w nowym telewizorze można było oglądać tylko tureckie programy. Właściciel tego przybytku nie był za bardzo ogarnięty, ale jedyne na co miałem ochotę to schować się pod kołdrą.
Jutro czekało na nas.